Wraz z widmem nadchodzącej
bitwy w życiu Hermiony nadeszły pewne zmiany. W związku z tym, że
została zaznajomiona z całą sprawą,otrzymała polecenie od szefa
Aurorów, żeby brała udział w niektórych zajęciach, na które
uczęszczali Harry i Ron. Dostała indywidualny tok, a co za tym
idzie miała swojego osobistego opiekuna- Hugh Thomsona, który był
na jej każde zawołanie.
Hermiona i Draco dalej się
unikali, prawie wcale się nie widywali, czasem mijali się na
korytarzach. Chłopak coraz więcej czasu spędzał w towarzystwie
Astorii, postronni obserwatorzy brali ich za parę, te plotki
irytowały Hermionę i utwierdzały w przekonaniu, że noc z nim to
była pomyłka.
Święta zbliżały się
coraz większymi krokami. Hermiona w związku z konfliktem z
rodzicami postanowiła spędzić je w Norze. Tak więc ona, Harry,
Ginny i Ron spędzili pierwsze dni wolne na przygotowywaniu Świąt w
Norze pod nadzorem pani Weasley. Gdy Gryfonka miała chwilę wolnego
uciekała od Weasley'ów do Luny, gdzie w spokoju korzystała z
przerwy. Tylko z nią mogła poczuć się normalnie i tylko Krukonka
wydawała się, rozumieć ją w pełni. Obie miały problemy ze
Ślizgonami i tylko ze sobą mogły spokojnie porozmawiać na ten
temat, bo Ginny nie rozumiała ich położenia.
-Ale, co będzie jak
Blaise dalej się będzie tak zachowywać?-pytała po raz kolejny
blondynka.
-Uspokój się kochana,
jestem pewna, że za niedługo wszystko wróci do normy. Myślę, że
jak się zobaczycie po nowym roku to będzie lepiej. Więcej wiary w
was.
-Mam nadzieję, że masz
rację, bo tata cały czas mi mówi, żebym posłała tego zdrajcę,
gdzie pieprz rośnie.
-Dalej się nie przekonał
do niego?
-Nie z czasem jego niechęć
do niego rośnie, a jak się dowiedział, że mnie ignoruje to tak
się ucieszył, że przez cały dzień śpiewał pod nosem. Rozumiesz
to, bo ja nie. To mój ojciec powinien mnie wspierać, a nie cieszyć
się z mojego nieszczęścia.
- Rodzice nie zawsze
postępują,tak jakbyśmy chcieli.-odparła smutno Hermiona. Luna po
chwili zdała sobie sprawę ze swojej głupoty i zaczęła
przepraszać ją.
Cała rodzina Weasley'ów
była ciągle pogrążona w smutku po stracie Freda, jednak wiadomość
o zaręczynach Ginny i Harry'ego wniosła w ich życie trochę
radości. Najbardziej cieszyła się Molly, która uważała Pottera
za swojego syna, a teraz miał się nim stać prawnie. Martwiło ją
jednak brak porozumienia pomiędzy Hermioną, a Ronem. Była para
była cały czas pokłócona ze sobą, a wszystkie próby pogodzenia
ich ze sobą kończyły się fiaskiem. W chwili złości Ron
wykrzyczał jej, że nie powinno jej tu być, bo nie ma z nimi
żadnego powiązania. Słowa te bardzo ją zabolały, ale zdała
sobie sprawę, że chłopak ma rację.
-Bądź pewny Ronaldzie,
że to ostatni raz, gdy przyjechałam do twojego domu.-odrzekła mu
gorzko.
-I bardzo dobrze, nie chcę
mieć z tobą nic wspólnego.-krzyknął jej rudzielec. Całej tej
wymianie zdań przysłuchiwali się Ginny, pani Weasley i Harry.
-Nikt ci nie karze ze mną
rozmawiać.
-Przecież tego nie robię.
-Nie? A co robisz,kiedy
wcinasz się w moje życie i chcesz mnie pouczać, co robić.
-To się nie liczy.
-Nie liczy? Sam się
odzywasz do mnie i masz pretensje, że musisz to robić? Ron sam
sobie zaprzeczasz, raz chcesz kontaktu, a raz nie. Zdecyduj się, bo
męczy mnie ten pieprzony zazdrośnik. Nie jesteś już moim
chłopakiem i nim nie będziesz.
-Pewnie wolisz tego dupka
Malfoy'a, powiedz jak to jest, gdy pieprzy cię arystokrata, co?
-Nic ci do tego. -odparła
zła.
-Drażliwy temacik, czyżby
pan czysto krwisty o tobie zapomniał?-zapytał z kpiącym uśmiechem.
-Nie twoja sprawa. Myślę,
że czas zakończyć naszą rozmowę.-odwróciła się na pięcie i
wyszła. Pani Weasley była zaskoczona zachowaniem swojego syna i
ostro go skrytykowała za takie postępowanie. Kazała mu przeprosić
dziewczynę i zagroziła, że jeśli jeszcze raz tak postąpi,to
bardzo pożałuje swojego poczynania. Hermiona cieszyła się, że po
Nowym Roku uwolni się od Rona, który do Hogwartu już nie powracał.
Draco spędzał te święta
w towarzystwie matki w swoim rodzinnym domu. Chwile te jak na rodzinę
Malfoy'ów były szczęśliwe. Chłopak opowiadał mamie o swoim
życiu po powrocie do Hogwartu.
-Ludzie się mnie bali i
patrzyli na mnie nieufnie, ale z czasem stałem się dla nich
obojętny. Blaise cały czas stał za mną murem, choć jak wiesz
znalazł sobie dziewczynę i poświęca jej dużo czasu. Sam zacząłem
dogadywać się z Granger, więc ludzie zaczęli traktować mnie
przychylniej, choć Weasley i Potter cały czas mają ochotę mi coś
zrobić.
-Cieszę się synku, że
ci się zaczyna układać. Opinia innych jest bardzo ważna, choć
straciła na znaczeniu, lecz w naszym przypadku zmycie z siebie
wpływów Czarnego Pana będzie trudne, ale widzę, że dajesz sobie
radę. A jak nauka, poznałeś jakąś dziewczynę?
-Mam dobre stopnie. Jak
zwykle kręci się obok mnie Parkinson i nie daje sobie powiedzieć,
że ma dać mi spokój.
-No tak Pansy to nie jest
dobra partia dla ciebie.
-Ale poznałem pewną
dziewczynę jest dwa lata młodsza, może kojarzysz. Nazywa się
Astoria Greengrass.
-Tak,kojarzę jej rodzinę,
dobry wybór mój synu. Na pewno posiada maniery i odpowiednie
wychowanie, z chęcią ją poznam.
-Spokojnie matko, dopiero
ją poznałem.
-Dobrze synu, mam jeszcze
dla ciebie jedną ważną wiadomość.
-Słucham.
-Złożyłam pozew o
rozwód z twoim ojcem.
-Jak ojciec to zniósł?
-Nie wiem, nie mam z nim
kontaktu. O sprawie poinformowałam go przez adwokata.
-Dobrze.
-Mam nadzieję, że poznam
za niedługo Astorię.
-Mamo to tylko koleżanka.
-Dobrze synku, ale cieszę
się, że radzisz sobie i będzie z ciebie porządny mężczyzna. -
Uściskała syna i resztę Świąt spędzili w rodzinnej atmosferze.
Tuż po Nowym Roku w
Ministerstwie Magii odbyło się zebranie w sprawie nowych
popleczników czarnej magii. Aurorzy spotkali się z Draco w
Departamencie Tajemnic. Blond włosy chłopak wygłosił nowe
spostrzeżenia w połowie zamarł, bo zobaczył ją pośród tłumu
aurorów.
-Co tutaj robi
Granger?-zapytał ich szefa.
-Jest jedną z nas. Bierze
udział w tej operacji, więc proszę to uszanować panie Malfoy.
-Podczas ostatniej akcji
na wiele się nie przydała, musiałem ratować jej tyłek i samemu
wycofać się z pola walki. Raczej nie widzę z niej pożytku.
-Pozwoli pan, że ja
ocenię kto jest użyteczny, a kto nie.
Wściekły Ślizgon czekał
na nią przed salą. Gdy wychodziła złapał ją za rękę i
zaciągnął do jakieś pustej sali. Dziewczyna nie odezwała się do
niego ani słowem, założyła ręce na piersi i patrzyła na niego
wyzywającym wzrokiem.
-Masz zrezygnować, nie
mam zamiaru znowu Cię ratować.-zażądał.
-Nie będziesz mi
rozkazywał, zrobię to na, co mam ochotę.
-Zrozum Granger to nie
miejsce dla ciebie, tamci ludzie cię zabiją.
-Spokojnie Hugh zadba o
to, aby wiedziała jak się zachować w każdej sytuacji.
-Hugh?-zapytał zdziwiony.
-Mój prywatny nauczyciel.
-Słuchaj mała, myślisz,
że jak się nauczysz paru aurorskich sztuczek to wygrasz z nimi.
-Wiem, że i bez tego dam
radę, jakbyś nie wiedział, walczyłam z Śmierciożercami nie raz
i nie dwa. Chyba nie pamiętasz, bo podczas wojny siedziałeś w
domu. Więc daj mi spokój i zajmij się sobą chłopcze.- Po tych
słowach ominęła go i wyszła. Draco stał wściekły w miejscu,
miał ochotę się jej odgryźć, ale powstrzymał się. Miała
rację, że w momencie gdy ona walczyła, to on nic nie robił. Lecz
on wiedział do czego ci ludzie są zdolni, a ona nie do końca.
Chciał ją ochronić, lecz skoro ona tak pogrywa to nie będzie
robił nic na siłę. Przełknął swoją dumę i się pierwszy do
niej odezwał, a skoro ona dalej go tak traktuje,to on nic nie będzie
zmieniać w ich relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz