10 lipca 2012

Życie to bajka - Część I rozdział 14


Misja.

Wysoka i szczupła postać w czarnej pelerynie przemierzała wąskie ulice Londynu, po dojściu do celu swojej wyprawy, okręcił się wokół własnej osi i zniknął. Pojawił się kilka sekund później w miejscu oddalonym o kilkaset kilometrów. Ściągnął kaptur, blond włosy rozlały się po jego ramionach, wyciągnął z kieszeni różdżkę i jednym ruchem wyczarował sobie szarą maskę, którą założył na twarz. Zmierzał w kierunku polany pośrodku gęstego lasu, na miejscu czekały na niego zakapturzone postaci, żadna z nich nie posiadała maski. Gdy tylko zauważyli postać Dracona zamilkli, otoczyli go ciasnym kręgiem i czekali na jego ruch.
-Gdzie Prakinson?-odezwał się władczo. Tłum rozstąpił się i ukazał wołaną postać. Mężczyzna w średnim wieku zbliżył się do młodzieńca.
-Jakie są nowe wieści?
-Udało nam się zyskać kilku nowych popleczników z Bułgarii, niestety w Anglii mamy utrudnione zadanie, ktoś zablokował nasze kontakty w Azkabanie i nie możemy się skontaktować z nikim. Może byś mógł dotrzeć do swojego ojca?
-Nie było mnie ponad tydzień, a ty mówisz mi, że postęp jest nikły.- warknął Malfoy.
-Nie prawda, robimy wszystko, co w naszej mocy, ludzie się boją wyjść z ukrycia. Nikt nam nie wierzy, że Śmierciożery znowu się odrodzą.
-Głupcze, jak śmiesz tak do mnie mówić! Przypominam ci Parkinson, że tylko ja wiem jak wypalić Mroczny Znak i tylko ja go posiadam, więc odnoś się do mnie z szacunkiem. Sam byłeś tchórzem podczas wojny i nie służyłeś Czarnemu Panu w należny sposób, więc teraz napraw swój błąd i zwerbuj mocną grupę, chętną dokończyć jego dzieło, jak nie to pożałujesz, że marnujesz mój czas.
-Jak śmiesz się do mnie zwracać w ten sposób smarkaczu!- Parkinson w jednej chwili stał przy chłopaku i przystawiał do jego gardła swoją różdżkę, chłopak zaśmiał się gorzko i odepchnął rywala.
-Lepiej, żebyś miał lepsze wieści jak się pojawię tu kolejny raz. - Odwrócił się od tłumu i zaczął się oddalać, w pewnej chwili poczuł ostry i piekący ból na swoim ramieniu i plecach. Ojciec Pansy rzucił na niego Sectusemprę w momencie teleportacji. Po wylądowaniu w Hogsmeade zawył z bólu, nie był w stanie się ruszyć, tym bardziej dostać się do Hogwartu o własnych siłach. Ostatnim wysiłkiem wyczarował dwa patronusy i wysłał je w stronę szkoły. Potem była już tylko ciemność.

Gdy się ocknął znajdował się w swoim dormitorium w Hogwarcie. Nad nim pochylała się McGonagall, gdzieś dalej stała Hermiona.
-Witamy z powrotem panie Malfoy.-Zaczęła dyrektorka.-Został pan trafiony paskudną klątwą, ale to pewnie pan wie. Szybka reakcja panny Granger skróciła pańskie cierpienia, nie wiem jak to możliwe, ale gdy pojawiłam się w Hogsmeade Hermiona już kończyła opatrywać pana i w zasadzie nie miałam nic do roboty. Powiadomiłam kogo trzeba o pańskim wypadku i wieczorem zjawi się ktoś, aby z panem porozmawiać. Tymczasem zostawiam pana pod opieką panny Granger. Do zobaczenia wieczorem panie Malfoy.- Po tych słowach opuściła pokój i zostawiła dwójkę Prefektów samych. Gryfonka nie ruszała się ze swojego miejsca, patrząc nieufnie na Draco.
-Wypij to.- powiedziała wskazując na fiolki obok jego łóżka. Chłopak syknąl z bólu gdy się podnosił, lecz dzielnie poradził sobie sam.
-Kiedy dojdę do siebie?- zapytał.
-Za trzy dni ból powinien ustąpić, oczywiście powinieneś iść do skrzydła szpitalnego.
-Daj spokój Granger, nie pójdę tam, nie po to wzywałem Cię do Hogsmeade żeby iść się leczyć do Piguły. A i dzięki.
-Skoro znowu ratuję ci tyłek, może w końcu mi powiesz, co się dzieje, bo fakt, że jesteś znowu ranny i znikasz co jakiś czas nie jest normalne.
-Wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć. Musisz mi zaufać i o nic nie pytać.
-W takim razie nie masz, co liczyć na moją pomoc.-odrzekła zimno.
-Ale..-zaczął Draco
-Nie ma żadnego, ale Malfoy, nie ufam ci u już.- obróciła się na pięcie i zła wyszła z jego pokoju.
Chłopak zrezygnowany opadł na swoje poduszki i zasnął.

Wieczorem obudził go sam Minister, który czekał z niecierpliwością na raport.
-Jest ich coraz więcej, choć blokada kontaktów z Azkabanie utrudnia im werbowanie. Jestem jedyny, który wie jak wyryć Mroczny Znak, więc o tyle dobrze. Parkinson ma na oku kolejnych popleczników, dlatego dałem mu czas, żeby ich zaciągnął w swoje szeregi. Im więcej ich będzie w dniu obławy tym lepiej. Nie potrafią dotrzeć do Wilkołaków, Olbrzymów, Gobliny odrzuciły ich propozycję. Mam na pieńku z ojcem Pansy, ale reszta go utemperuje, szczególnie po tym co mi dziś zrobił. Są gotowi poświęcić jednego z siebie dla tego znaku. Proponowałbym przysłać do Hogwartu jakieś jednostki aurorskie, bo jest możliwość, że będą próbowali werbować Ślizgonów. To by było wszystko na dziś. Jakieś wieści od Ministerstwa dla mnie?
-Dziękuję za szczegółowy raport. Na dniach przyślę tu kilku Aurorów i może kilku uczniów. Proszę dalej postępować zgodnie z planem czyli zdobywać ich zaufanie, nie wychylać się i nie dawać im znaków do ataku na niewinnych.
-Dobrze wyruszę do nich ponownie za kilka dnia.
-Do zobaczenia panie Malfoy.

Od kilku dni Hermiona chodziła wściekła jak osa, a to wszystko przez Malfoy'a, który nie chciał jej powiedzieć co się dzieje. Na domiar złego Ethan miał problemy, które pomagała mu rozwiązać, a Ron napisał do niej list z propozycją przyjaźni. Sama nie wiedziała dlaczego, ale odkąd dostała od Weasley'a bransoletkę z lwem nosiła ją codziennie i gdy tylko na nią spojrzała zastanawiała się czy nie popełniła błędu kończąc ich związek. Z złym humorze odwiedziła Draco, standardowo nie odzywajac się do niego postawiła przed nim eliksiry i bandaże. Chłopak wiedząc, co go czeka usiadł na łóżku, ściągnął koszulkę i pozwolił Hermionie zmienić opatrunek. W normalnej sytuacji każda dziewczyna zamieniła by się z nią dla samego widoku Smoka bez koszulki, ale dla Gryfonki chwile z nim były udręką. Było to ich ostatnie spotkanie przed jego kolejnym zniknięciem, chłopak nie chciał zostawiać ich relacji w takim stanie, bo czuł, że są na drodze do zostania ponownie wrogami, czego bardzo nie chciał. Hermiona mało delikatnie polała jego rany eliksirem, chłopak skrzywił się, ale nic jej nie powiedział. Gdy już zrobiła, co miała zrobić i zaczęła sprzątać po sobie Malfoy przemówił.
-Długo będziesz się na mnie boczyć?
-Nie robię tego, Malfoy. Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
-A dlaczego nie masz ochoty tego robić Granger?
-Nie twoja sprawa. Muszę już iść wpadnę do ciebie jutro rano.
-Nie kłopocz się Granger. Jutro mnie tu nie będzie.- Po tych słowach dziewczyna zamarła, odwróciła się i spojrzała na niego przerażonymi oczami.
-W-w-wyjeżdżasz znowu?- zapytała
-Tak, ale nie bój się nie będę cię kłopotał jakbym się poranił.- odrzekł zły Smok. Skoro ona ma go gdzieś, to on będzie ją traktował tak samo.
-Ale jak to?- zapytała mało inteligentnie Hermiona.
-Nie ważne Granger, myślę, że musisz już iść, a ja muszę odpocząć. Dobranoc.
-Jak chcesz Malfoy. Obyś i tym razem ucierpiał. - wyszła trzaskając drzwiami.
-No proszę nawet ona chce mi coś zrobić.-uśmiechnął się krzywo i poszedł spać.

Wstał wraz z słońcem, teleportował się na pustą polanę, tym razem to on poczeka na wszystkich. Musiał się policzyć z ojcem Pansy, nikt nie będzie nim pomiatać. Gdy tylko jego ofiara i pojawiła się nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Miał ochotę skrzywdzić go tu i teraz, ale wiedział, że musi poczekać na resztę, aby pokazać, ze z nim się nie zadziera. Albo będą tańczyć tak jak on im zagra, albo muszą poszukać sobie kogoś innego z Mrocznym Znakiem, ale, ze nie ma nikogo na jego miejsce to będą mu jeść z ręki. Gdy już zebrali się wszyscy, zauważył, że jest ich dwa razy więcej niż ostatnio. Parkinson się postarał, swoją drogę ciekawe czy jego córeczka wie, co porabia w wolnym czasie jej ojczulek.
-Ilu nas jest?-zapytał Draco.
-Ponad setka. Kiedy nas naznaczysz?- zapytał hardo Parkinson.
-Ciągle mało, musisz się bardziej postarać, a przede wszystkim nie atakowac mnie więcej, rozumiemy się?
-Posłuchaj smarkaczu nie będziesz mi rozkazywać, gdyby nie ja idea Czarnego Pana by upadła.- Malfoy zaśmiał się szyderczo i trafił go klątwą Cruciatus. Zachował się jak rasowy Śmierciożerca nie zważał na krzyki ofiary, pokazywał mu tylko kto tu rządzi. Gdy przestał mężczyzna na ziemi ledwo oddychał.
-Następnym razem zastanów się co robisz, bo kolejnym razem nie będę taki wyrozumiały. To się tyczy wszystkich.-omiótł towarzystwo wzrokiem, które kiwało mu głową na znak zrozumienia.- Pamiętajcie żadnych ataków, dopóki nie zostaniecie naznaczeni. Dotarliście już do Ameryki?
-Właśnie kilku naszych ludzi udało się w tamte strony.- wysyczał Parkinson.
-Następnym celem będzie Afryka, szykuj ludzi.- Potem oddalił się do niego i zaczął rozmawiać z innymi członkami. Byli to ludzie z różnych klas społecznych,z różnym wykształceniem, kolorem skóry, ale wszyscy byli czarodziejami z rodzin, które nienawidziły mugoli. W nowej formacji nie chodziło o to,aby oczyścić krew czarodziejską z szlamu, ale o to, aby tylko czarodzieje żyli na świecie. Draco został kilka dni pośród tych maniaków biorąc dział w szkoleniach bitewnych.

Tymczasem w Hogwarcie dwie dziewczyny siedziały w pokoju wspólnym Prefektów i wesoło plotkowały o nadchodzącym balu. Były nimi Hermiona i jej ruda przyjaciółka Ginny, którym rozmowę przerwało wtargnięcie do pokoju dwóch chłopaków. Dziewczyny wstały i powitały gości, którymi okazali się Harry Potter i Ronald Weasley. Ruda dorwała się do swojego chłopaka i zaczęła się z nim namiętnie całować, pozostała dwójka patrzyła na siebie. Sytuacja była niezręczna, ale przywitali się lekkim uściskiem. Ron z radością zauważył, że Hermiona nosi jego prezent, lecz przestał się cieszyć,bo gdy witał się z siostrą zarobił od niej mocnego plaskacza, jak się dowiedział to, za to co zrobił Hermionie. Pani Prefekt z Harrym przywitali się przytuleniem podczas, którego próbowali ukryć uśmiechy, które spowodował czyn Rudej.
Dziewczyny się dowiedziały, że chłopcy przybyli do szkoły na swego rodzaj treningu podczas którego mają uczyć się działać w terenie. Aurorzy zapewnią im imitacje bitw, ewakuację ludzi i pracę w trudnych warunkach, z poza tym sprawdzą magiczne zabezpieczenia szkoły i jej stabilność po renowacji, jednym słowem mieli zostać w Hogwarcie około miesiąca, a co za tym idzie zostaną na balu, fakt ten szczególnie cieszył Ginny, która stęskniła się za Potterem.
-Hermiono możemy pożyczyć Twoje dormitorium na trochę?- spytała dziewczyna, na dźwięk tych słów Harry stał się czerwony ze wstydu, a Ron ze złości.
-Pewnie i tak mam teraz patrol z Ehtanem. Nie przeszkadzajcie sobie, wrócę po kolacji. Ron idziemy.- Zakochana para udała się do pokoju, a pozostała dwójka opuściła komnaty Prefektów i pożegnała się na korytarzu.

W ten sam dzień, w który przybyli przyjaciele Hermiony do zamku wrócił lekko poobijany Draco.
W pierwszej kolejności zdał raport z kolejnej misji, został poinformowany o obecności Aurorów w szkole i o tym, że jednak żaden ze Ślizgonów nie jest zamieszany w tworzenie się nowej grupy śmierci, jak ją nazywa MM. Gdy wrócił do swojego pokoju nie stwierdził obecności Granger w ich komnatach, zrezygnowany udał się do łazienki i zaczął oglądać swoje rany. Kilka ostatnich dni było ciężkie dla jego organizmu, mało snu i jedzenia, duży wysiłek fizyczny i umysłowy, ciągle powstawały nowe rany na skutek ćwiczeń, nie posiadał odpowiednich eliksirów, więc leczył się tylko za pomocą różdżki, która pomagała tylko przyśpieszyć się zabliźnianie ich, lecz nie dawała ulgi w bólu i nie gwarantowała zniknięcia nowych blizn. W rezultacie czego jego plecy pokrywały rany rożnej wielkości i świeżości, nie posiadał w swoich zapasach maści powodującej ich znikanie, ale wiedział, że Granger takową posiada. Udał się ponownie w kierunku jej pokoju z nadzieją, że teraz ją zastanie i nie pomylił się, była tam lecz nie sama, na jej łóżku siedział jej były chłopak. Po ich minach było widać, że dyskutują o czymś żywo i niechętnie. Zdziwiona Hermiona pojawieniem się Smoka wyprosiła Rona ze swojego pokoju i obiecała, że dokończą ich rozmowę jutro.
-Czego chcesz?- zapytała oschle.
-Masz może maść przyspieszającą bliznowacenie?- zapytał chłopak.
-Poczekaj chwilę przyniosę ci ją, gdzie będziesz?
-W łazience.- odszedł w wyżej wymienionym kierunku rad, że dziewczyna chce pożyczyć mu maść. Trochę czasu zeszło nim Hermiona znalazła odpowiednie pudełko, gdy zapukała do drzwi usłyszała ciche proszę. Gdy weszła Malfoy stał do niej plecami w taki sposób, że mogła zobaczyć jego obrażenia w pełnej klasie. Nie wiedziała, co on robi, ale tych kilka wypadów widocznie nadwyrężyły jego ciało. Zazwyczaj blada cera była teraz szara, pod stalowymi oczami czaiły się szare wory, na całym ciele miał świeższe bądź starsze rany, siniaki, zadrapania. Po sylwetce mogła stwierdzić, że schudł trochę i był ogólnie osłabiony, bo stał niestabilnie i podpierał się o umywalkę. Gdy spojrzała na jego ręce dostrzegła pierwszy raz u niego Mroczny Znak, który był czarny jak węgiel. Przeraziła się, bo po pokonaniu Voldemorta tatuaż powinien zblednąć. Gdy przerzuciła swój wzrok z jego przedramion na jego twarz, która odbijała się w lustrze dostrzegła w jego oczach przerażenie. Chłopak bał się jej reakcji na ten symbol i ona to wyczuła. Coś jej tez podpowiadało, że Draco nie robił nic w złej wierze i to, że jej o niczym nie mówi musi mieć jakiś głębszy sens. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że dostrzegła w jego oczach jakąś tęsknotę i zagubienie. Jaka ja byłam głupia, pewnie przechodzi ciężkie chwile i tyle razy chciał porozmawiać lub pobyć ze mną, a ja go zbywałam i byłam oschła. Draco czekał w napięciu na jej ruch, obserwował ją cały czas w lustrze, widział jak ogląda jego obrażenia, jej przerażenie gdy zobaczyła jego przekleństwo i widział jak podeszła do niego i zaczęła sama wcierać w jego plecy maść delikatnymi ruchami. Przyjął z ulgą fakt, iż przestała go traktować wrogo, lecz jeszcze bardziej podobał mu się jej dotyk na swojej skórze. Gdy skończyła nacierać mu plecy, kazała mu się obrócić i zajęła się jego klatką piersiową i brzuchem podczas tej czynności cały czas patrzyli sobie w oczy. Malfoy uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona odwzajemniła to. To były ich nieme przeprosiny względem siebie. Dzisiaj nie potrzebował żadnych bandaży, więc po natarciu go Hermiona nie mała nic więcej do roboty jako jego uzdrowiciel. Odłożyła pudełko i przytuliła się do chłopaka i szepnęła mu do ucha:
-Cieszę się, że jesteś cały.- Mile zaskoczony chłopak, wtulił się w dziewczynę i odpowiedział jej.
-Cieszę się, że jesteś.- I pocałował ją jak nigdy wcześniej. Delikatnie musnął jej usta i jeszcze mocniej się w nią wtulił. Dziewczyna czuła, że chce jej pokazać jak bardzo tęsknił i bał się. Po chwili lub dwóch, a właściwie to nawet Merlin tego nie wie oderwali się od siebie. Ich oddechy były przyśpieszone jakby przebiegli maraton, wciąż przytuleni patrzyli sobie w oczy. Pierwsza odezwała się Hermiona.
-Musze już iść, Ron na mnie czeka.- zaskoczony Smok puścił ją i na odchodne rzucił:
-Przyjdziesz dziś do mnie spać?
-Zobaczę.-Popatrzała na niego ostatni raz i udała się na spotkanie z Weasley'em. Mieli porozmawiać o tym co się z nimi stało, chłopak chciał do niej wrócić, a ona przed spotkaniem z Malfoy'em chciała dać mu szansę, lecz po tym pocałunku rozmyśliła się co do Rona i musiała mu teraz to oznajmić. Musiała powiedzieć swojemu przyjacielowi, że nie wie czego chce. W rezultacie dłuższej rozmowy i faktu, iż Ron wydawał się zmienić, że przez tyle lat się przyjaźnili, że patrzył na nią z widoczna miłością, Hermiona powiedziała mu, że się zastanowi nad ich ponownym zejściem się, ale potrzebuje na to trochę czasu i poprosiła go, aby ją nie naciskał. Sama nie wie czemu tak zrobiła, ale nie wiedziała, co pocałunek z Malfoy'em znaczył? Jeżeli w ogóle coś znaczył. Do swojego dormitorium wróciła po północy, po stronie Smoka było cicho. Położyła się we własnym łóżku, lecz ponad godzinę przekręcała się z boku na bok nim wstała i udała się w kierunku sypialni Malfoy'a. Chłopak spał, lecz obudził się gdy poczuł jak materac po drugiej stronie łóżka ugina się po jej ciężarem, obrócił się w jej stronę i czekał aż się ułoży po czym szepnął jej:
-Dobranoc.- I pocałował delikatnie w szyje. Hermiona wtuliła się w niego i dalej rozmyślała o tym, co robi ze swoim życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz