Misja.
Wysoka i szczupła postać
w czarnej pelerynie przemierzała wąskie ulice Londynu, po dojściu
do celu swojej wyprawy, okręcił się wokół własnej osi i
zniknął. Pojawił się kilka sekund później w miejscu oddalonym o
kilkaset kilometrów. Ściągnął kaptur, blond włosy rozlały się
po jego ramionach, wyciągnął z kieszeni różdżkę i jednym
ruchem wyczarował sobie szarą maskę, którą założył na twarz.
Zmierzał w kierunku polany pośrodku gęstego lasu, na miejscu
czekały na niego zakapturzone postaci, żadna z nich nie posiadała
maski. Gdy tylko zauważyli postać Dracona zamilkli, otoczyli go
ciasnym kręgiem i czekali na jego ruch.
-Gdzie Prakinson?-odezwał
się władczo. Tłum rozstąpił się i ukazał wołaną postać.
Mężczyzna w średnim wieku zbliżył się do młodzieńca.
-Jakie są nowe wieści?
-Udało nam się zyskać
kilku nowych popleczników z Bułgarii, niestety w Anglii mamy
utrudnione zadanie, ktoś zablokował nasze kontakty w Azkabanie i
nie możemy się skontaktować z nikim. Może byś mógł dotrzeć do
swojego ojca?
-Nie było mnie ponad
tydzień, a ty mówisz mi, że postęp jest nikły.- warknął
Malfoy.
-Nie prawda, robimy
wszystko, co w naszej mocy, ludzie się boją wyjść z ukrycia. Nikt
nam nie wierzy, że Śmierciożery znowu się odrodzą.
-Głupcze, jak śmiesz tak
do mnie mówić! Przypominam ci Parkinson, że tylko ja wiem jak
wypalić Mroczny Znak i tylko ja go posiadam, więc odnoś się do
mnie z szacunkiem. Sam byłeś tchórzem podczas wojny i nie służyłeś
Czarnemu Panu w należny sposób, więc teraz napraw swój błąd i
zwerbuj mocną grupę, chętną dokończyć jego dzieło, jak nie to
pożałujesz, że marnujesz mój czas.
-Jak śmiesz się do mnie
zwracać w ten sposób smarkaczu!- Parkinson w jednej chwili stał
przy chłopaku i przystawiał do jego gardła swoją różdżkę,
chłopak zaśmiał się gorzko i odepchnął rywala.
-Lepiej, żebyś miał
lepsze wieści jak się pojawię tu kolejny raz. - Odwrócił się od
tłumu i zaczął się oddalać, w pewnej chwili poczuł ostry i
piekący ból na swoim ramieniu i plecach. Ojciec Pansy rzucił na
niego Sectusemprę w momencie teleportacji. Po wylądowaniu w
Hogsmeade zawył z bólu, nie był w stanie się ruszyć, tym
bardziej dostać się do Hogwartu o własnych siłach. Ostatnim
wysiłkiem wyczarował dwa patronusy i wysłał je w stronę szkoły.
Potem była już tylko ciemność.
Gdy się ocknął
znajdował się w swoim dormitorium w Hogwarcie. Nad nim pochylała
się McGonagall, gdzieś dalej stała Hermiona.
-Witamy z powrotem panie
Malfoy.-Zaczęła dyrektorka.-Został pan trafiony paskudną klątwą,
ale to pewnie pan wie. Szybka reakcja panny Granger skróciła
pańskie cierpienia, nie wiem jak to możliwe, ale gdy pojawiłam się
w Hogsmeade Hermiona już kończyła opatrywać pana i w zasadzie nie
miałam nic do roboty. Powiadomiłam kogo trzeba o pańskim wypadku i
wieczorem zjawi się ktoś, aby z panem porozmawiać. Tymczasem
zostawiam pana pod opieką panny Granger. Do zobaczenia wieczorem
panie Malfoy.- Po tych słowach opuściła pokój i zostawiła dwójkę
Prefektów samych. Gryfonka nie ruszała się ze swojego miejsca,
patrząc nieufnie na Draco.
-Wypij to.- powiedziała
wskazując na fiolki obok jego łóżka. Chłopak syknąl z bólu gdy
się podnosił, lecz dzielnie poradził sobie sam.
-Kiedy dojdę do siebie?-
zapytał.
-Za trzy dni ból powinien
ustąpić, oczywiście powinieneś iść do skrzydła szpitalnego.
-Daj spokój Granger, nie
pójdę tam, nie po to wzywałem Cię do Hogsmeade żeby iść się
leczyć do Piguły. A i dzięki.
-Skoro znowu ratuję ci
tyłek, może w końcu mi powiesz, co się dzieje, bo fakt, że
jesteś znowu ranny i znikasz co jakiś czas nie jest normalne.
-Wybacz, ale nie mogę ci
powiedzieć. Musisz mi zaufać i o nic nie pytać.
-W takim razie nie masz,
co liczyć na moją pomoc.-odrzekła zimno.
-Ale..-zaczął Draco
-Nie ma żadnego, ale
Malfoy, nie ufam ci u już.- obróciła się na pięcie i zła wyszła
z jego pokoju.
Chłopak zrezygnowany
opadł na swoje poduszki i zasnął.
Wieczorem obudził go sam
Minister, który czekał z niecierpliwością na raport.
-Jest ich coraz więcej,
choć blokada kontaktów z Azkabanie utrudnia im werbowanie. Jestem
jedyny, który wie jak wyryć Mroczny Znak, więc o tyle dobrze.
Parkinson ma na oku kolejnych popleczników, dlatego dałem mu czas,
żeby ich zaciągnął w swoje szeregi. Im więcej ich będzie w dniu
obławy tym lepiej. Nie potrafią dotrzeć do Wilkołaków,
Olbrzymów, Gobliny odrzuciły ich propozycję. Mam na pieńku z
ojcem Pansy, ale reszta go utemperuje, szczególnie po tym co mi dziś
zrobił. Są gotowi poświęcić jednego z siebie dla tego znaku.
Proponowałbym przysłać do Hogwartu jakieś jednostki aurorskie, bo
jest możliwość, że będą próbowali werbować Ślizgonów. To by
było wszystko na dziś. Jakieś wieści od Ministerstwa dla mnie?
-Dziękuję za szczegółowy
raport. Na dniach przyślę tu kilku Aurorów i może kilku uczniów.
Proszę dalej postępować zgodnie z planem czyli zdobywać ich
zaufanie, nie wychylać się i nie dawać im znaków do ataku na
niewinnych.
-Dobrze wyruszę do nich
ponownie za kilka dnia.
-Do zobaczenia panie
Malfoy.
Od kilku dni Hermiona
chodziła wściekła jak osa, a to wszystko przez Malfoy'a, który
nie chciał jej powiedzieć co się dzieje. Na domiar złego Ethan
miał problemy, które pomagała mu rozwiązać, a Ron napisał do
niej list z propozycją przyjaźni. Sama nie wiedziała dlaczego,
ale odkąd dostała od Weasley'a bransoletkę z lwem nosiła ją
codziennie i gdy tylko na nią spojrzała zastanawiała się czy nie
popełniła błędu kończąc ich związek. Z złym humorze
odwiedziła Draco, standardowo nie odzywajac się do niego postawiła
przed nim eliksiry i bandaże. Chłopak wiedząc, co go czeka usiadł
na łóżku, ściągnął koszulkę i pozwolił Hermionie zmienić
opatrunek. W normalnej sytuacji każda dziewczyna zamieniła by się
z nią dla samego widoku Smoka bez koszulki, ale dla Gryfonki chwile
z nim były udręką. Było to ich ostatnie spotkanie przed jego
kolejnym zniknięciem, chłopak nie chciał zostawiać ich relacji w
takim stanie, bo czuł, że są na drodze do zostania ponownie
wrogami, czego bardzo nie chciał. Hermiona mało delikatnie polała
jego rany eliksirem, chłopak skrzywił się, ale nic jej nie
powiedział. Gdy już zrobiła, co miała zrobić i zaczęła
sprzątać po sobie Malfoy przemówił.
-Długo będziesz się na
mnie boczyć?
-Nie robię tego, Malfoy.
Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
-A dlaczego nie masz
ochoty tego robić Granger?
-Nie twoja sprawa. Muszę
już iść wpadnę do ciebie jutro rano.
-Nie kłopocz się
Granger. Jutro mnie tu nie będzie.- Po tych słowach dziewczyna
zamarła, odwróciła się i spojrzała na niego przerażonymi
oczami.
-W-w-wyjeżdżasz znowu?-
zapytała
-Tak, ale nie bój się
nie będę cię kłopotał jakbym się poranił.- odrzekł zły Smok.
Skoro ona ma go gdzieś, to on będzie ją traktował tak samo.
-Ale jak to?- zapytała
mało inteligentnie Hermiona.
-Nie ważne Granger,
myślę, że musisz już iść, a ja muszę odpocząć. Dobranoc.
-Jak chcesz Malfoy. Obyś
i tym razem ucierpiał. - wyszła trzaskając drzwiami.
-No proszę nawet ona chce
mi coś zrobić.-uśmiechnął się krzywo i poszedł spać.
Wstał wraz z słońcem,
teleportował się na pustą polanę, tym razem to on poczeka na
wszystkich. Musiał się policzyć z ojcem Pansy, nikt nie będzie
nim pomiatać. Gdy tylko jego ofiara i pojawiła się nawiązał z
nią kontakt wzrokowy. Miał ochotę skrzywdzić go tu i teraz, ale
wiedział, że musi poczekać na resztę, aby pokazać, ze z nim się
nie zadziera. Albo będą tańczyć tak jak on im zagra, albo muszą
poszukać sobie kogoś innego z Mrocznym Znakiem, ale, ze nie ma
nikogo na jego miejsce to będą mu jeść z ręki. Gdy już zebrali
się wszyscy, zauważył, że jest ich dwa razy więcej niż
ostatnio. Parkinson się postarał, swoją drogę ciekawe czy jego
córeczka wie, co porabia w wolnym czasie jej ojczulek.
-Ilu nas jest?-zapytał
Draco.
-Ponad setka. Kiedy nas
naznaczysz?- zapytał hardo Parkinson.
-Ciągle mało, musisz się
bardziej postarać, a przede wszystkim nie atakowac mnie więcej,
rozumiemy się?
-Posłuchaj smarkaczu nie
będziesz mi rozkazywać, gdyby nie ja idea Czarnego Pana by upadła.-
Malfoy zaśmiał się szyderczo i trafił go klątwą Cruciatus.
Zachował się jak rasowy Śmierciożerca nie zważał na krzyki
ofiary, pokazywał mu tylko kto tu rządzi. Gdy przestał mężczyzna
na ziemi ledwo oddychał.
-Następnym razem zastanów
się co robisz, bo kolejnym razem nie będę taki wyrozumiały. To
się tyczy wszystkich.-omiótł towarzystwo wzrokiem, które kiwało
mu głową na znak zrozumienia.- Pamiętajcie żadnych ataków,
dopóki nie zostaniecie naznaczeni. Dotarliście już do Ameryki?
-Właśnie kilku naszych
ludzi udało się w tamte strony.- wysyczał Parkinson.
-Następnym celem będzie
Afryka, szykuj ludzi.- Potem oddalił się do niego i zaczął
rozmawiać z innymi członkami. Byli to ludzie z różnych klas
społecznych,z różnym wykształceniem, kolorem skóry, ale wszyscy
byli czarodziejami z rodzin, które nienawidziły mugoli. W nowej
formacji nie chodziło o to,aby oczyścić krew czarodziejską z
szlamu, ale o to, aby tylko czarodzieje żyli na świecie. Draco
został kilka dni pośród tych maniaków biorąc dział w
szkoleniach bitewnych.
Tymczasem w Hogwarcie dwie
dziewczyny siedziały w pokoju wspólnym Prefektów i wesoło
plotkowały o nadchodzącym balu. Były nimi Hermiona i jej ruda
przyjaciółka Ginny, którym rozmowę przerwało wtargnięcie do
pokoju dwóch chłopaków. Dziewczyny wstały i powitały gości,
którymi okazali się Harry Potter i Ronald Weasley. Ruda dorwała
się do swojego chłopaka i zaczęła się z nim namiętnie całować,
pozostała dwójka patrzyła na siebie. Sytuacja była niezręczna,
ale przywitali się lekkim uściskiem. Ron z radością zauważył,
że Hermiona nosi jego prezent, lecz przestał się cieszyć,bo gdy
witał się z siostrą zarobił od niej mocnego plaskacza, jak się
dowiedział to, za to co zrobił Hermionie. Pani Prefekt z Harrym
przywitali się przytuleniem podczas, którego próbowali ukryć
uśmiechy, które spowodował czyn Rudej.
Dziewczyny się
dowiedziały, że chłopcy przybyli do szkoły na swego rodzaj
treningu podczas którego mają uczyć się działać w terenie.
Aurorzy zapewnią im imitacje bitw, ewakuację ludzi i pracę w
trudnych warunkach, z poza tym sprawdzą magiczne zabezpieczenia
szkoły i jej stabilność po renowacji, jednym słowem mieli zostać
w Hogwarcie około miesiąca, a co za tym idzie zostaną na balu,
fakt ten szczególnie cieszył Ginny, która stęskniła się za
Potterem.
-Hermiono możemy pożyczyć
Twoje dormitorium na trochę?- spytała dziewczyna, na dźwięk tych
słów Harry stał się czerwony ze wstydu, a Ron ze złości.
-Pewnie i tak mam teraz
patrol z Ehtanem. Nie przeszkadzajcie sobie, wrócę po kolacji. Ron
idziemy.- Zakochana para udała się do pokoju, a pozostała dwójka
opuściła komnaty Prefektów i pożegnała się na korytarzu.
W ten sam dzień, w który
przybyli przyjaciele Hermiony do zamku wrócił lekko poobijany
Draco.
W pierwszej kolejności
zdał raport z kolejnej misji, został poinformowany o obecności
Aurorów w szkole i o tym, że jednak żaden ze Ślizgonów nie jest
zamieszany w tworzenie się nowej grupy śmierci, jak ją nazywa MM.
Gdy wrócił do swojego pokoju nie stwierdził obecności Granger w
ich komnatach, zrezygnowany udał się do łazienki i zaczął
oglądać swoje rany. Kilka ostatnich dni było ciężkie dla jego
organizmu, mało snu i jedzenia, duży wysiłek fizyczny i umysłowy,
ciągle powstawały nowe rany na skutek ćwiczeń, nie posiadał
odpowiednich eliksirów, więc leczył się tylko za pomocą różdżki,
która pomagała tylko przyśpieszyć się zabliźnianie ich, lecz
nie dawała ulgi w bólu i nie gwarantowała zniknięcia nowych
blizn. W rezultacie czego jego plecy pokrywały rany rożnej
wielkości i świeżości, nie posiadał w swoich zapasach maści
powodującej ich znikanie, ale wiedział, że Granger takową
posiada. Udał się ponownie w kierunku jej pokoju z nadzieją, że
teraz ją zastanie i nie pomylił się, była tam lecz nie sama, na
jej łóżku siedział jej były chłopak. Po ich minach było widać,
że dyskutują o czymś żywo i niechętnie. Zdziwiona Hermiona
pojawieniem się Smoka wyprosiła Rona ze swojego pokoju i obiecała,
że dokończą ich rozmowę jutro.
-Czego chcesz?- zapytała
oschle.
-Masz może maść
przyspieszającą bliznowacenie?- zapytał chłopak.
-Poczekaj chwilę
przyniosę ci ją, gdzie będziesz?
-W łazience.- odszedł w
wyżej wymienionym kierunku rad, że dziewczyna chce pożyczyć mu
maść. Trochę czasu zeszło nim Hermiona znalazła odpowiednie
pudełko, gdy zapukała do drzwi usłyszała ciche proszę. Gdy
weszła Malfoy stał do niej plecami w taki sposób, że mogła
zobaczyć jego obrażenia w pełnej klasie. Nie wiedziała, co on
robi, ale tych kilka wypadów widocznie nadwyrężyły jego ciało.
Zazwyczaj blada cera była teraz szara, pod stalowymi oczami czaiły
się szare wory, na całym ciele miał świeższe bądź starsze
rany, siniaki, zadrapania. Po sylwetce mogła stwierdzić, że schudł
trochę i był ogólnie osłabiony, bo stał niestabilnie i podpierał
się o umywalkę. Gdy spojrzała na jego ręce dostrzegła pierwszy
raz u niego Mroczny Znak, który był czarny jak węgiel. Przeraziła
się, bo po pokonaniu Voldemorta tatuaż powinien zblednąć. Gdy
przerzuciła swój wzrok z jego przedramion na jego twarz, która
odbijała się w lustrze dostrzegła w jego oczach przerażenie.
Chłopak bał się jej reakcji na ten symbol i ona to wyczuła. Coś
jej tez podpowiadało, że Draco nie robił nic w złej wierze i to,
że jej o niczym nie mówi musi mieć jakiś głębszy sens. Nie była
pewna, ale wydawało jej się, że dostrzegła w jego oczach jakąś
tęsknotę i zagubienie. Jaka ja byłam głupia, pewnie przechodzi
ciężkie chwile i tyle razy chciał porozmawiać lub pobyć ze mną,
a ja go zbywałam i byłam oschła. Draco
czekał w napięciu na jej ruch, obserwował ją cały czas w
lustrze, widział jak ogląda jego obrażenia, jej przerażenie gdy
zobaczyła jego przekleństwo i widział jak podeszła do niego i
zaczęła sama wcierać w jego plecy maść delikatnymi ruchami.
Przyjął z ulgą fakt, iż przestała go traktować wrogo, lecz
jeszcze bardziej podobał mu się jej dotyk na swojej skórze. Gdy
skończyła nacierać mu plecy, kazała mu się obrócić i zajęła
się jego klatką piersiową i brzuchem podczas tej czynności cały
czas patrzyli sobie w oczy. Malfoy uśmiechnął się do niej
delikatnie, a ona odwzajemniła to. To były ich nieme przeprosiny
względem siebie. Dzisiaj nie potrzebował żadnych bandaży, więc
po natarciu go Hermiona nie mała nic więcej do roboty jako jego
uzdrowiciel. Odłożyła pudełko i przytuliła się do chłopaka i
szepnęła mu do ucha:
-Cieszę
się, że jesteś cały.- Mile zaskoczony chłopak, wtulił się w
dziewczynę i odpowiedział jej.
-Cieszę
się, że jesteś.- I pocałował ją jak nigdy wcześniej.
Delikatnie musnął jej usta i jeszcze mocniej się w nią wtulił.
Dziewczyna czuła, że chce jej pokazać jak bardzo tęsknił i bał
się. Po chwili lub dwóch, a właściwie to nawet Merlin tego nie
wie oderwali się od siebie. Ich oddechy były przyśpieszone jakby
przebiegli maraton, wciąż przytuleni patrzyli sobie w oczy.
Pierwsza odezwała się Hermiona.
-Musze
już iść, Ron na mnie czeka.- zaskoczony Smok puścił ją i na
odchodne rzucił:
-Przyjdziesz
dziś do mnie spać?
-Zobaczę.-Popatrzała
na niego ostatni raz i udała się na spotkanie z Weasley'em. Mieli
porozmawiać o tym co się z nimi stało, chłopak chciał do niej
wrócić, a ona przed spotkaniem z Malfoy'em chciała dać mu szansę,
lecz po tym pocałunku rozmyśliła się co do Rona i musiała mu
teraz to oznajmić. Musiała powiedzieć swojemu przyjacielowi, że
nie wie czego chce. W rezultacie dłuższej rozmowy i faktu, iż Ron
wydawał się zmienić, że przez tyle lat się przyjaźnili, że
patrzył na nią z widoczna miłością, Hermiona powiedziała mu, że
się zastanowi nad ich ponownym zejściem się, ale potrzebuje na to
trochę czasu i poprosiła go, aby ją nie naciskał. Sama nie wie
czemu tak zrobiła, ale nie wiedziała, co pocałunek z Malfoy'em
znaczył? Jeżeli w ogóle coś znaczył. Do swojego dormitorium
wróciła po północy, po stronie Smoka było cicho. Położyła się
we własnym łóżku, lecz ponad godzinę przekręcała się z boku
na bok nim wstała i udała się w kierunku sypialni Malfoy'a.
Chłopak spał, lecz obudził się gdy poczuł jak materac po drugiej
stronie łóżka ugina się po jej ciężarem, obrócił się w jej
stronę i czekał aż się ułoży po czym szepnął jej:
-Dobranoc.-
I pocałował delikatnie w szyje. Hermiona wtuliła się w niego i
dalej rozmyślała o tym, co robi ze swoim życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz