Część II
Pomimo tego, że
magia gościła w
świecie,
jej życie nie było
magiczne
Dziś był radosny dzień w
życiu pewnej dwudziestoczteroletniej kobiety, która rzuciła
znienawidzoną pracę. W tym samym dniu skończyła studia. Z racji
tego, iż była wybitną uczennicą od razu po uzyskaniu dyplomu
Brytyjskiego Uniwersytetu Magomedycznego dostała propozycję pracy z
szpitalu św. Munga.
Zarobki nie powalały, ale na
pewno były wyższe niż w kancelarii adwokackiej, dawało jej, to w
miarę stabilną sytuację finansową. Praca nie była czasochłonna,
dzięki czemu miała wolne popołudnia od piętnastej i weekendy.
Hermiona nie lubiła trwonić czasu, toteż szukała dodatkowego
zajęcia, które dało, by jej możliwość zaoszczędzenia kilku
galeonów i zapełnienia wolnych godzin.
W szpitalu św. Munga
pracowała na oddziale Intensywnych Wypadków Magicznych jako drugi
lekarz. Jej zadaniem było asystowanie pierwszemu lekarzowi lub w
przypadku dużej liczby pacjentów zajmowaniem się osobami z
lżejszymi przypadkami.
Była na dole hierarchii
lekarskiej, ale miała zamiar piąć się w górę i zająć miejsce
ordynatora jakiegoś oddziału. Wyznaczyła sobie za cel, osiągnięcie
wszystkiego, co może na polu zawodowym. Chciała być skuteczna,
dobra i lubiana w swoim fachu.
Wiedziała, że pierwszy rok
będzie najtrudniejszy, bo lekarze starsi stażem będą patrzeć jej
na ręce cały czas i nie dostanie przez ten okres samodzielnego
przypadku. Będzie musiała pod kimś pracować lub w lepszym
przypadku współpracować nad jaką chorobą. Musiała pokazać się
od jak najlepszej strony i nie mogła popełniać błędów. Od
chwili, gdy przekroczyła próg Munga jako lekarka, byłą
odpowiedzialna za ludzkie życie. W pracy liczył się jej mózg i
różdżka.
***
Ginny Weasley siedziała z
różdżką wetkniętą za swoje ucho w salonie i przeglądała po
raz setny oferty klubów. Za miesiąc kończył się jej kontrakt z
drugoligową drużyną z Trafford. Tym razem zabiegały o nią
zespoły z pierwszej ligi. Przez cztery lata grania w Quidditch Ruda
wyrobiła sobie opinię świetnej ścigającej i dzięki niej jej
drużyna wielokrotnie wygrywała. Zrezygnowana rzuciła się na
poduszki i błagała o cud.
Jej zbawieniem okazała się
Hermiona, która się do niej przysiadła i rzuciła okiem na ulotki.
- Zdecydowałaś się już na
coś? - zagadnęła przyjaciółkę.
-Nie jeszcze, mam już
konkretne typy, ale jeszcze rozważam, za i przeciw - odpowiedziała
Ginny, rada, że ktoś się zainteresował jej sytuacją.
- To nad czym się
zastanawiasz?
Zapytała Hermiona i usiadła
wygodnie koło Ginny.
- Pierwsze są Szybkie
Błyskawice z Liverpoolu. Mają świetny program treningowy z
uwzględnieniem indywidualnych potrzeb każdego zawodnika. Drugie są
Amazonki z Sandwell, które stawiają na najnowsze miotły,
technologie i mają nowiusieńkie, świetnie wyposażone boisko.
Kolejne są Ogniste Smoki z Londynu,
ich plusem jest dobry program medyczny i są blisko domu. I na koniec
Tańczące Wierzby, które oferują trzykrotnie wyższe
wynagrodzenie, niż reszta.
- Widzę, że masz trudny
dylemat, co Harry o tym sądzi?
- Nic. Stwierdził, że mu to
obojętne, czy będę blisko Londynu, czy daleko. Skoro mu nie
zależy, to mi, tym bardziej.
- Wszystko między wami
dobrze Ginny? - zapytała zmartwiona Hermiona.
Wiedziała, że między Rudą,
a Harrym się nie układa, ale nie sądziła, że do tego stopnia.
- Jak widać nie. Sama wiesz,
że go ciągle nie ma, wyjeżdża na kilka tygodni na misję, a jak
wróci to traktuje mnie jak obcą osobę. Ron przynajmniej się do
ciebie odezwie, czy coś, a on nie. Mam wrażenie, że jest ze mną,
bo musi.
- Przykro mi Ginny.
- Mi również. Czasem mam
ochotę spakować się i uciec stąd. Ale wiem, że to nie rozwiąże
moich problemów. Poza tym mama nie chce stracić mnie z oczu i
reszta rodziny nie chce, abym wyjeżdżała daleko. Dlatego namawiają
mnie na Londyn, ale ja sama nie wiem.
- Pokaż mi, co Londyn
oferuje -Hermiona chwilę przeglądała ofertę.- Mają świetną
opiekę medyczną, treningi przy użyciu magomedycyny. Słyszałam,
coś o tym podobno daje dobre wyniki i w legalny sposób wpływa na
poprawę kondycji zawodnika. Zarobki dwukrotnie wyższe, niż moje i
mają modernizować boisko. Zobacz mają też wysoką pozycję w
lidze. Z tobą mogliby walczyć o zwycięstwo. Uważam, że to dobry
wybór, a ,skoro mówiło ci, to też grono braci, który się znają
na Quidditchu, coś musi w tym być. Poza tym będę tęsknić, jak
wyjedziesz za daleko, zbyt polubiłam z Tobą mieszkać - Uśmiechnęła
się do przyjaciółki i przytuliła na pocieszenie.
***
Miesiąc później Ginewra
Weasley zmierzała do biura managera swojego nowego zespołu omówić
ostatnie poprawki w trzyletnim kontrakcie. Jedyną wadą w jej nowej
drużynie był właśnie owy manager.
Krew ją zalewała od ich
pierwszego spotkania. Wszystko w nim ją denerwowało. Jego uśmiech
był denerwujący, sposób, w jaki się do niej zwracał i ta radość,
że będzie dla niego grać. Wszystko w nim było złe. Przeklęty
Ślizgon był zbyt pewny siebie i okazywał, to na każdym kroku.
Przed wejściem do jego biura
wzięła pięć głębokich wdechów na uspokojenie i ze sztucznym
uśmiechem weszła wraz z towarzyszącą jej Hermioną do jaskini
smoka. Cały jej spokój uleciał jak z bicza strzelił, gdy tylko
usłyszała z jego ust.
- Cześć rudzielcze. Widzę,
że przyprowadziłaś swoją przyjaciółkę. Czyżbyś się bała,
że cię zjem?- zapytał.
- Witam Zabini, podpiszmy co
mamy podpisać i wynoszę się stąd. Widzimy się dopiero na
poniedziałkowym treningu.
- Dobrze, najpierw obowiązki,
potem przyjemności - odparł profesjonalnie Blaise.
Podpisywanie poszło mi
sprawnie i szybko. Giny była zadowolona, że mężczyzna spełnił
wszystkie jej żądania.
- To co wiewióra dasz się
namówić na kolację z drużyną w celu uczczenia twojego przybycia
w nasze skromne progi. Poznasz lepiej dziewczyny i męską sekcję
klubu.
- Nie dzięki.
- Twoja strata zapowiada się
świetna zabaw. Możesz zabrać ze sobą Hermionę, jeśli chcesz.
- Nie dziękuję, musimy już
iść. Żegnam. - odparła Hermiona i wyprowadziła Ginny z jego
gabinetu.
***
Czasem, to za czym
tęsknimy wróci
Wysoki brunet obserwował ze
swojego biura poczynania żeńskiej drużyny Quidditcha, uśmiechnął
się pod nosem. Wiedział, że z takim składem Ogniste Smoki mają
szanse w tym sezonie na wysokie miejsce w lidze. Po cichu liczył na
zwycięstwo, nie było ono pewne z powodu niezgrania drużyny.
Jako nowy manager zgarnął
kilka dobrych zawodniczek. Niestety, dziewczyny się się dopiero
poznają, uczą się być drużyną i trochę czasu im zajmie
dogranie się względem siebie.
Jego uwagę przykuła ruda
postać na miotle. Kto, by pomyślał, że z całego klanu Weasleyów,
akurat ona trafi do zawodowej drużyny. Od dawna było wiadomo, że
większość jej braci ma talent do tej gry, ale tylko ona lata na
miotle jako zawodowy gracz.
Z niechęcią oderwał wzrok
od boiska i wrócił do papierkowej roboty. Teraz musiał się zająć
skompletowaniem męskiej sekcji. Będzie musiał również rozważyć
założenie szkółki latania dla dzieci.
Lubił swoją pracę, ale
zajmowała mu wiele czasu i energii, przez co nie mógł sam latać.
Tak Diabeł był świetny w te klocki, gdyby nie nabawił się
kontuzji dwa lata temu, pewnie dalej robiłby to.
Odpłynął we wspomnienia.
Błądził po najwspanialszych momentach, które spędził na miotle.
To zawsze poprawiało mu humor i pomagało się zrelaksować podczas
pracy.
Wziął pierwszą teczkę z
góry, na której widniał napis Zabini and Malfoy Industry. Na
pierwszy ogień poszły rachunki, umowy z zawodnikami i ich pensje,
potem zajął się przeglądaniem zgłoszeń do męskiej drużyny i
tak spędził czas do wieczoru.
***
Ginny po pierwszym treningu
szła niezadowolona do szatni. To była katastrofa, nie potrafi
dogadać się z innymi ścigającymi, a ich trener, to kompletne
beztalencie, które nie potrafi nad nimi zapanować. W rezultacie
czego każda zawodniczka robi, co chce i gra tak, aby się popisać
przed resztą.
Dzisiejsze latanie, to była
próba siły i pokazanie, kto tu będzie rządzić. Weasleyówna
przełknęła głośno ślinę i udała się pod prysznic, chciała
już być w domu. Następnym razem pokaże, że to ona będzie
numerem jeden wśród ściągających.
Szybkim krokiem przemierzała
korytarze stadionu, gdy przechodziła obok biura Diabła, usłyszała
za swoimi plecami.
- Dobranoc Weasley -
obróciła się i zobaczyła Blaise'a ze stertą papierów w jednej
ręce i kubkiem z kawą w drugiej.
- Dobranoc -odwarknęła i
zniknęła za zakrętem. Mężczyzna wrócił do pracy i czekał na
kolejne spotkanie z Rudzielcem.
***
- Wróciłam -głos kobiety
rozniósł się po mieszkaniu.
Gdy weszła do kuchni zastała
w niej Harry'ego pochylonego nad Prorokiem Codziennym. Pocałowała
go w policzek i przystąpiła do podgrzewania obiadu.
- Jak ci minął dzień? -
zapytał Harry i spojrzał na nią przenikliwie.
- Można powiedzieć, że
dobrze. Pomijając fakt, że nasz trener, to jedna wielka pomyłka.
Miło było poczuć wiatr we włosach. A co u ciebie ?
- Luźny dzień,
zakończyliśmy większą sprawę. Od jutra mam urlop.
- To wspaniale. Co masz
zamiar robić?
- Nie wiem, może odwiedzę
starych znajomych. Nadrobię papierkową robotę lub gdzieś
wyjdziemy?
Gdy wypowiadał ostatnie
słowa ,Ginny zamrugała z niedowierzaniem. Ucieszyła się, że
Harry w końcu chce zrobić coś razem.
- Chętnie -uśmiechnęła
się do niego promiennie i zajęła się konsumpcją posiłku.
***
W tym samym czasie Hermiona
próbowała zapanować nad chorymi. Trafił się jej nieciekawy
przypadek. Musiała wyleczyć poparzoną rodzinę, która została
oblana eliksirem Żywej Śmierci. Miała do opatrzenia dwójkę
dorosłych ludzi i trójkę dzieci.
Na zewnątrz była spokojna,
ale w środku miała ochotę nakrzyczeć na rodziców. Jak można być
takim głupim i zostawić się gotujący eliksir pod nadzorem małych
dzieci, które strąciły kociołek, przez co wszyscy z rodziny
ulegli wypadkowi. Doprowadzenie całej piątki do porządku zajęło
jej ponad trzy godziny plus robota papierkowa, w sumie tak zleciało
jej pół dyżuru.
Reszta czasu minęła z
lżejszymi przypadkami i do domu wróciła o czasie. Ostatnim czasem
rzadko jej się to udawało, zazwyczaj musiała zostać w szpitalu i
dokończyć zaczęte zadanie. Wróciła do domu po dwudziestej
trzeciej. Szybko się umyła, poszła do łóżka, wtuliła się w
Rona i zasnęła.
Rano obudziła ją Ginny,
która siłą wyciągnęła ją z sypialni do kuchni.
- Harry wrócił - oznajmiła
radośnie.
- Co? - zapytała zaspana
brunetka.
- No stary Harry wrócił.
Wczoraj zaproponował wspólne spędzenie czasu, a w nocy. O matko w
nocy robił takie rzeczy, o które go nawet nie podejrzewałam. -
dodała ślicznie się rumieniąc.
Chwilę poplotkowały i
Hermiona zbierała się na wizytę domową. Dorabiała sobie w ten
sposób, pieniądze były małe, ale zawsze dawały jej jakieś
zabezpieczenie finansowe.
***
Blaise bił się z myślami w
swoim gabinecie, zastanawiał się, czy dobrze postąpił. Bał się
reakcji otoczenia na jego decyzję, mógł się jeszcze wycofać, ale
nie chciał łamać swojego słowa. Otrząsnął się z otępienia i
skierował się na damski trening, wywołał z niego Ginny.
- Słuchaj z tego, co wiem,
to nie dogadujecie się z innymi ścigającymi. Masz coś zrobić z
tym.
- Co, ale dlaczego ja? -
zapytała zła -Nie jestem trenerem, to nie moje zadanie.
- Mylisz się to twój
obowiązek. Od dziś jesteś kapitanem drużyny i musisz zapanować
nad dziewczynami.
- Co ja? - oczy zrobiły się
jej wielkie jak dwa galeony.
- Tak zarząd cię wybrał
dziś rano.
- Dlaczego mnie?
- Dowiesz się w swoim
czasie.
Hmm... Coś mi się wydaje, że Ginny będzie miała ciężki orzech do zgryzienia, jeżeli chodzi o jej życie uczuciowe.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Uwenowuje mnie :)
Oho wyczuwam Blinny! ^.^
OdpowiedzUsuńI nadal czekam na spotkanie Draco i Hermiony :D