27 sierpnia 2012

II

Część II



Pomimo tego, że
magia gościła w świecie,
jej życie nie było magiczne


          Dziś był radosny dzień w życiu pewnej dwudziestoczteroletniej kobiety, która rzuciła znienawidzoną pracę. W tym samym dniu skończyła studia. Z racji tego, iż była wybitną uczennicą od razu po uzyskaniu dyplomu Brytyjskiego Uniwersytetu Magomedycznego dostała propozycję pracy z szpitalu św. Munga.

          Zarobki nie powalały, ale na pewno były wyższe niż w kancelarii adwokackiej, dawało jej, to w miarę stabilną sytuację finansową. Praca nie była czasochłonna, dzięki czemu miała wolne popołudnia od piętnastej i weekendy. Hermiona nie lubiła trwonić czasu, toteż szukała dodatkowego zajęcia, które dało, by jej możliwość zaoszczędzenia kilku galeonów i zapełnienia wolnych godzin.

          W szpitalu św. Munga pracowała na oddziale Intensywnych Wypadków Magicznych jako drugi lekarz. Jej zadaniem było asystowanie pierwszemu lekarzowi lub w przypadku dużej liczby pacjentów zajmowaniem się osobami z lżejszymi przypadkami.

          Była na dole hierarchii lekarskiej, ale miała zamiar piąć się w górę i zająć miejsce ordynatora jakiegoś oddziału. Wyznaczyła sobie za cel, osiągnięcie wszystkiego, co może na polu zawodowym. Chciała być skuteczna, dobra i lubiana w swoim fachu.

          Wiedziała, że pierwszy rok będzie najtrudniejszy, bo lekarze starsi stażem będą patrzeć jej na ręce cały czas i nie dostanie przez ten okres samodzielnego przypadku. Będzie musiała pod kimś pracować lub w lepszym przypadku współpracować nad jaką chorobą. Musiała pokazać się od jak najlepszej strony i nie mogła popełniać błędów. Od chwili, gdy przekroczyła próg Munga jako lekarka, byłą odpowiedzialna za ludzkie życie. W pracy liczył się jej mózg i różdżka.

***

          Ginny Weasley siedziała z różdżką wetkniętą za swoje ucho w salonie i przeglądała po raz setny oferty klubów. Za miesiąc kończył się jej kontrakt z drugoligową drużyną z Trafford. Tym razem zabiegały o nią zespoły z pierwszej ligi. Przez cztery lata grania w Quidditch Ruda wyrobiła sobie opinię świetnej ścigającej i dzięki niej jej drużyna wielokrotnie wygrywała. Zrezygnowana rzuciła się na poduszki i błagała o cud.

          Jej zbawieniem okazała się Hermiona, która się do niej przysiadła i rzuciła okiem na ulotki.

          - Zdecydowałaś się już na coś? - zagadnęła przyjaciółkę.

          -Nie jeszcze, mam już konkretne typy, ale jeszcze rozważam, za i przeciw - odpowiedziała Ginny, rada, że ktoś się zainteresował jej sytuacją.

          - To nad czym się zastanawiasz?

          Zapytała Hermiona i usiadła wygodnie koło Ginny.

          - Pierwsze są Szybkie Błyskawice z Liverpoolu. Mają świetny program treningowy z uwzględnieniem indywidualnych potrzeb każdego zawodnika. Drugie są Amazonki z Sandwell, które stawiają na najnowsze miotły, technologie i mają nowiusieńkie, świetnie wyposażone boisko.
Kolejne są Ogniste Smoki z Londynu, ich plusem jest dobry program medyczny i są blisko domu. I na koniec Tańczące Wierzby, które oferują trzykrotnie wyższe wynagrodzenie, niż reszta.

          - Widzę, że masz trudny dylemat, co Harry o tym sądzi?

          - Nic. Stwierdził, że mu to obojętne, czy będę blisko Londynu, czy daleko. Skoro mu nie zależy, to mi, tym bardziej.

          - Wszystko między wami dobrze Ginny? - zapytała zmartwiona Hermiona.

          Wiedziała, że między Rudą, a Harrym się nie układa, ale nie sądziła, że do tego stopnia.

          - Jak widać nie. Sama wiesz, że go ciągle nie ma, wyjeżdża na kilka tygodni na misję, a jak wróci to traktuje mnie jak obcą osobę. Ron przynajmniej się do ciebie odezwie, czy coś, a on nie. Mam wrażenie, że jest ze mną, bo musi.

          - Przykro mi Ginny.

          - Mi również. Czasem mam ochotę spakować się i uciec stąd. Ale wiem, że to nie rozwiąże moich problemów. Poza tym mama nie chce stracić mnie z oczu i reszta rodziny nie chce, abym wyjeżdżała daleko. Dlatego namawiają mnie na Londyn, ale ja sama nie wiem.

          - Pokaż mi, co Londyn oferuje -Hermiona chwilę przeglądała ofertę.- Mają świetną opiekę medyczną, treningi przy użyciu magomedycyny. Słyszałam, coś o tym podobno daje dobre wyniki i w legalny sposób wpływa na poprawę kondycji zawodnika. Zarobki dwukrotnie wyższe, niż moje i mają modernizować boisko. Zobacz mają też wysoką pozycję w lidze. Z tobą mogliby walczyć o zwycięstwo. Uważam, że to dobry wybór, a ,skoro mówiło ci, to też grono braci, który się znają na Quidditchu, coś musi w tym być. Poza tym będę tęsknić, jak wyjedziesz za daleko, zbyt polubiłam z Tobą mieszkać - Uśmiechnęła się do przyjaciółki i przytuliła na pocieszenie.

***

          Miesiąc później Ginewra Weasley zmierzała do biura managera swojego nowego zespołu omówić ostatnie poprawki w trzyletnim kontrakcie. Jedyną wadą w jej nowej drużynie był właśnie owy manager.

          Krew ją zalewała od ich pierwszego spotkania. Wszystko w nim ją denerwowało. Jego uśmiech był denerwujący, sposób, w jaki się do niej zwracał i ta radość, że będzie dla niego grać. Wszystko w nim było złe. Przeklęty Ślizgon był zbyt pewny siebie i okazywał, to na każdym kroku.

          Przed wejściem do jego biura wzięła pięć głębokich wdechów na uspokojenie i ze sztucznym uśmiechem weszła wraz z towarzyszącą jej Hermioną do jaskini smoka. Cały jej spokój uleciał jak z bicza strzelił, gdy tylko usłyszała z jego ust.

          - Cześć rudzielcze. Widzę, że przyprowadziłaś swoją przyjaciółkę. Czyżbyś się bała, że cię zjem?- zapytał.

          - Witam Zabini, podpiszmy co mamy podpisać i wynoszę się stąd. Widzimy się dopiero na poniedziałkowym treningu.

          - Dobrze, najpierw obowiązki, potem przyjemności - odparł profesjonalnie Blaise.

          Podpisywanie poszło mi sprawnie i szybko. Giny była zadowolona, że mężczyzna spełnił wszystkie jej żądania.

          - To co wiewióra dasz się namówić na kolację z drużyną w celu uczczenia twojego przybycia w nasze skromne progi. Poznasz lepiej dziewczyny i męską sekcję klubu.

          - Nie dzięki.

          - Twoja strata zapowiada się świetna zabaw. Możesz zabrać ze sobą Hermionę, jeśli chcesz.

          - Nie dziękuję, musimy już iść. Żegnam. - odparła Hermiona i wyprowadziła Ginny z jego gabinetu.

***


Czasem, to za czym tęsknimy wróci


          Wysoki brunet obserwował ze swojego biura poczynania żeńskiej drużyny Quidditcha, uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że z takim składem Ogniste Smoki mają szanse w tym sezonie na wysokie miejsce w lidze. Po cichu liczył na zwycięstwo, nie było ono pewne z powodu niezgrania drużyny.

          Jako nowy manager zgarnął kilka dobrych zawodniczek. Niestety, dziewczyny się się dopiero poznają, uczą się być drużyną i trochę czasu im zajmie dogranie się względem siebie.

          Jego uwagę przykuła ruda postać na miotle. Kto, by pomyślał, że z całego klanu Weasleyów, akurat ona trafi do zawodowej drużyny. Od dawna było wiadomo, że większość jej braci ma talent do tej gry, ale tylko ona lata na miotle jako zawodowy gracz.

          Z niechęcią oderwał wzrok od boiska i wrócił do papierkowej roboty. Teraz musiał się zająć skompletowaniem męskiej sekcji. Będzie musiał również rozważyć założenie szkółki latania dla dzieci.

          Lubił swoją pracę, ale zajmowała mu wiele czasu i energii, przez co nie mógł sam latać. Tak Diabeł był świetny w te klocki, gdyby nie nabawił się kontuzji dwa lata temu, pewnie dalej robiłby to.

          Odpłynął we wspomnienia. Błądził po najwspanialszych momentach, które spędził na miotle. To zawsze poprawiało mu humor i pomagało się zrelaksować podczas pracy.

          Wziął pierwszą teczkę z góry, na której widniał napis Zabini and Malfoy Industry. Na pierwszy ogień poszły rachunki, umowy z zawodnikami i ich pensje, potem zajął się przeglądaniem zgłoszeń do męskiej drużyny i tak spędził czas do wieczoru.

***

          Ginny po pierwszym treningu szła niezadowolona do szatni. To była katastrofa, nie potrafi dogadać się z innymi ścigającymi, a ich trener, to kompletne beztalencie, które nie potrafi nad nimi zapanować. W rezultacie czego każda zawodniczka robi, co chce i gra tak, aby się popisać przed resztą.

          Dzisiejsze latanie, to była próba siły i pokazanie, kto tu będzie rządzić. Weasleyówna przełknęła głośno ślinę i udała się pod prysznic, chciała już być w domu. Następnym razem pokaże, że to ona będzie numerem jeden wśród ściągających.

          Szybkim krokiem przemierzała korytarze stadionu, gdy przechodziła obok biura Diabła, usłyszała za swoimi plecami.

          - Dobranoc Weasley - obróciła się i zobaczyła Blaise'a ze stertą papierów w jednej ręce i kubkiem z kawą w drugiej.

          - Dobranoc -odwarknęła i zniknęła za zakrętem. Mężczyzna wrócił do pracy i czekał na kolejne spotkanie z Rudzielcem.

***

          - Wróciłam -głos kobiety rozniósł się po mieszkaniu.

          Gdy weszła do kuchni zastała w niej Harry'ego pochylonego nad Prorokiem Codziennym. Pocałowała go w policzek i przystąpiła do podgrzewania obiadu.

          - Jak ci minął dzień? - zapytał Harry i spojrzał na nią przenikliwie.

          - Można powiedzieć, że dobrze. Pomijając fakt, że nasz trener, to jedna wielka pomyłka. Miło było poczuć wiatr we włosach. A co u ciebie ?

          - Luźny dzień, zakończyliśmy większą sprawę. Od jutra mam urlop.

          - To wspaniale. Co masz zamiar robić?

          - Nie wiem, może odwiedzę starych znajomych. Nadrobię papierkową robotę lub gdzieś wyjdziemy?

          Gdy wypowiadał ostatnie słowa ,Ginny zamrugała z niedowierzaniem. Ucieszyła się, że Harry w końcu chce zrobić coś razem.

          - Chętnie -uśmiechnęła się do niego promiennie i zajęła się konsumpcją posiłku.

***

          W tym samym czasie Hermiona próbowała zapanować nad chorymi. Trafił się jej nieciekawy przypadek. Musiała wyleczyć poparzoną rodzinę, która została oblana eliksirem Żywej Śmierci. Miała do opatrzenia dwójkę dorosłych ludzi i trójkę dzieci.

          Na zewnątrz była spokojna, ale w środku miała ochotę nakrzyczeć na rodziców. Jak można być takim głupim i zostawić się gotujący eliksir pod nadzorem małych dzieci, które strąciły kociołek, przez co wszyscy z rodziny ulegli wypadkowi. Doprowadzenie całej piątki do porządku zajęło jej ponad trzy godziny plus robota papierkowa, w sumie tak zleciało jej pół dyżuru.

          Reszta czasu minęła z lżejszymi przypadkami i do domu wróciła o czasie. Ostatnim czasem rzadko jej się to udawało, zazwyczaj musiała zostać w szpitalu i dokończyć zaczęte zadanie. Wróciła do domu po dwudziestej trzeciej. Szybko się umyła, poszła do łóżka, wtuliła się w Rona i zasnęła.

          Rano obudziła ją Ginny, która siłą wyciągnęła ją z sypialni do kuchni.

          - Harry wrócił - oznajmiła radośnie.

          - Co? - zapytała zaspana brunetka.

          - No stary Harry wrócił. Wczoraj zaproponował wspólne spędzenie czasu, a w nocy. O matko w nocy robił takie rzeczy, o które go nawet nie podejrzewałam. - dodała ślicznie się rumieniąc.

          Chwilę poplotkowały i Hermiona zbierała się na wizytę domową. Dorabiała sobie w ten sposób, pieniądze były małe, ale zawsze dawały jej jakieś zabezpieczenie finansowe.

***

          Blaise bił się z myślami w swoim gabinecie, zastanawiał się, czy dobrze postąpił. Bał się reakcji otoczenia na jego decyzję, mógł się jeszcze wycofać, ale nie chciał łamać swojego słowa. Otrząsnął się z otępienia i skierował się na damski trening, wywołał z niego Ginny.

          - Słuchaj z tego, co wiem, to nie dogadujecie się z innymi ścigającymi. Masz coś zrobić z tym.

          - Co, ale dlaczego ja? - zapytała zła -Nie jestem trenerem, to nie moje zadanie.

          - Mylisz się to twój obowiązek. Od dziś jesteś kapitanem drużyny i musisz zapanować nad dziewczynami.

          - Co ja? - oczy zrobiły się jej wielkie jak dwa galeony.

          - Tak zarząd cię wybrał dziś rano.

          - Dlaczego mnie?

          - Dowiesz się w swoim czasie.

2 komentarze:

  1. Hmm... Coś mi się wydaje, że Ginny będzie miała ciężki orzech do zgryzienia, jeżeli chodzi o jej życie uczuciowe.
    Podoba mi się. Uwenowuje mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho wyczuwam Blinny! ^.^
    I nadal czekam na spotkanie Draco i Hermiony :D

    OdpowiedzUsuń