Część IX
Trzy miesiące później
Być wolnym,
to móc nie kłamać.
Albert Camus
Żałoba po śmierci Harry'ego źle
wpłynęła na samopoczucie Ginny. Nie z powodu braku jej byłego
chłopaka na tym świecie, lecz z bardzo szybkim pogodzeniem się
przez nią z tą stratą. Hermiona nie rozumiała, dlaczego rudowłosa
tak szybko przeszła z tymi zdarzeniami do normalności. Przez, to
Gin straciła jedyną osobę, która potencjalnie mogła zrozumieć
jej stan. Czuła się osamotniona pośród swojej licznej rodziny i
przyjaciół.
Wszyscy Weasleyowie byli w szoku i nie
potrafili dojść do siebie po śmierci Harry'ego. Dla Molly Potter
był jak syn, jednego już straciła. Ból w jej klatce po śmierci
Freddiego powiększył się wraz z odejściem Harry'ego na tamtą
stronę. Pan Weasley, starał się pocieszać żonę wraz z Georgiem,
ponieważ chcieli uniknąć jej kolejnego załamania. Reszta braci
Gin przyjęła tę wiadomość i żyła dalej swoim życiem. Od czasu
do czasu sprawdzali, co u niej. Wyjątkiem był Ron.
Ginewra odczuwała lekki smutek, ale
wyszła już z fazy szoku. Reakcja otoczenia na jej postawę była
teraz jej największą zmorą. Ciągle dostawała sowy z prośbą o
wywiad, komentarz, dziennikarze nie odstępowali jej na krok. Chcieli
zobaczyć załamaną dziewczynę Pottera, zamiast tego widzieli pewną
siebie kobietę, która miała dość tematu o chłopcu-który-przeżył.
Była żywą istotą i jej życie toczyło się dalej bez Harry'ego.
Nikt poza nią nie potrafił tego pojąć.
Tuż po oficjalnym oświadczeniu w
prasie o śmieci jej chłopaka wyprowadziła się z ich mieszkania i
zamieszkała w hotelu. Zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, a
resztę odesłała do swojego pokoju w Norze. Ubrania i drobiazgi
Harry'ego zostawiła na swoim miejscu. Nie potrzebowała ich, a
wiedziała, że jej matka i Hermiona zrobią z nimi porządek.
Wyprowadzając się z tego miejsca żal jej było Hermiony, ale nie
potrafiła przebywać w jednym domu z Ronaldem. Ciągle winiła go,
za to wszystko.
Jej uczucia do Harry'ego ostudziły się
wraz z jego pogrzebem. Przestała rozpaczać za nim, chłodno
przeanalizowała jego i swoje zachowania. Doszła do niezbyt
ciekawych wniosków. Od zawsze za nim goniła, zawsze w pewien sposób
był dla niej nieosiągalny. Najpierw walczył z Voldemortem,potem z
jego poplecznikami. Musiał ratować świat przed złem, to był jego
priorytet. Ona zawsze była na drugim miejscu. Kiedyś myślała, że
swoją miłością to zmieni, lecz się myliła. Zawsze stała z boku
i cierpliwie czekała na swoją kolej. Czasem walczyła, by być dla
niego najważniejsza, lecz z czasem stało jej się to obojętne, a
on o nią nie zabiegał. Uczucie się wypalało, a w chwili śmierci
Harry'ego nawet go nie kochała.
Nie mogła, więc udawać
nieszczęśliwej narzeczonej, zrozpaczonej śmiercią ukochanego.
Straciła kogoś ważnego w swoim życiu, ale zbyt wiele oziębłości
wdarło się do ich relacji, aby płakała po nim godzinami. Przeżyła
rozpacz, tuż po dowiedzeniu się o wszystkim. Potem nastąpiła etap
godzenia się z losem i lekkie otępienie emocjonalne. Następnie
pogodziła się ze wszystkim, co się stało i chciała żyć dalej.
W głębi serca miała nadzieję, że tego chciałby dla niej Potter.
Niestety, świat i ludzie uparli się na nią, chcieli w niej widzieć
twarz żałoby po czarodzieju stulecia., musiała ich rozczarować i
być po prosty Ginny Weasley.
***
Zirytowana rudowłosa kobieta zniknęła
w szatni po skończonym treningu. Jak zwykle skończyła latać jako
ostatnia z zespołu. Praca nad swoimi umiejętnościami i późniejsze
rozmowy z trenerem na temat taktyki zespołu stały się
codziennością, gdy tylko pochowała Pottera. Miało to wiele
plusów, Blaise nie zrzędził jej, że się nie stara, miała
poczucie bycia potrzebą, cel w życiu i najważniejsze zajmowało
jej to dużo czasu. Gdy przebywała na stadionie Ognistych Smoków
nie musiała się martwić natrętnymi dziennikarzami, którzy
żebrali o jej wywiad, mieli zakaz wstępu na teren obiektu.
Niestety, gdy go opuszczała natykała się na nich na każdym kroku.
Było to irytujące i miała ich powoli powyżej dziurek w nosie.
Podczas kolejnej ucieczki przed
goniącym ją tłumem wdała się w nim w sprzeczkę pod samą bramą
stadionu.
- Zostawcie mnie w spokoju. Harry nie
żyje od kilku miesięcy nie mam w tej sprawie nic więcej do
powiedzenia. Dajcie mu spoczywać w pokoju, do jasnej cholery i nie
łaźcie ze mną krok w krok. - rzuciła rozzłoszczona.
Przez chwilę błyskały tylko flesze
aparatów, które uwieczniły jej wściekła minę, po których
posypał się grad pytań. Dlaczego nie jest pani w żałobie po
Harrym Potterze? To prawda, że jest pani w ciąży? Jak ma na imię
pani nowy kochanek? Dlaczego wyprowadziła się pani ze starego
mieszkania? Te oraz inne pytania rozbrzmiewały w jej uszach po raz
setny. Zastanawiała się skąd biorą się te plotki i dlaczego ci
ludzie są tacy głupi zadając je.
Bez słowa teleportowała się do
hotelu, w którym mieszkała. Mieścił się on na przedmieściach
Londynu i jak na razie żaden dziennikarz jej tutaj nie znalazł.
Musiała się przenosić średnio dwa-trzy raz w miesiącu z jednego
miejsca do drugiego. Przez to zamieszanie wokół jej osoby nie miała
szans znaleźć sobie nowego lokum. Jeśli paparazzi zwęszyliby jej
stały adres, to mogłaby pożegnać się z wypiciem kawy w spokoju
bez pytań lub zdjęć. Była zmęczona tym ciągłym pościgiem za
jej osobą. Marzyła o chwili prywatności. Znów chciała mieć
kilka lat i być nikim nieznanym dzieckiem Weasleyów.
***
Przyjaciele są jak
ciche anioły,
które podnoszą nas,
gdy nasze skrzydła
zapomniały jak latać.
Autor nieznany
Blaise przyjmując Ginny na stanowisko
kapitanki drużyny miał nadzieję na powiązanie drużyny z nią w
artykułach prasowych, lecz to, co działo się po śmierci Pottera
zaskoczyło go. Codziennie od trzech miesięcy obserwował tłumy
dziennikarzy oczekujących na wywiad z Weasleyówną. Ruda odsyłała
ich z kwitkiem, lecz widział, że ma ich powoli dość. Jako manager
drużyny cieszył się z zainteresowania medialnego wokół jego
zawodników. Nic tak nie napędza mediów i pieniędzy jak plotki.
Jako jej były przyjaciel szczerze jej współczuł i starał się
pomóc, jednak Gin go odtrącała i nie chciała z nim rozmawiać.
Był wielce zdziwiony, gdy na progu
jego domu pojawiła się poszarpana i przemoczona Ginewra.
- Cześć Weasley, wejdziesz? - zapytał
i jak na przykładnego gospodarza przystało, zaoferował jej wejście
do swojego lokum.
- Dzięki. - odrzekła ruda istota i
przemknęła obok niego do przedpokoju jego apartamentu. - Ładnie
mieszkasz, Zabini.
- Dzięki Weasley, ostatnim razem nie
podziwiałaś wnętrza. Co się sprowadza? - zapytał wprost. - Chyba
nie przyszłaś pogawędzić o pracy.
- Nie. - odpowiedziała zbita z tropu
jego bezpośredniością. - Chyba nie każesz mi stać w progu? Nie
tak się gości przyjmuje. - zrewanżowała się szybko.
- Cała Weasley. Nachodzi mnie w nocy i
raczy swoimi uszczypliwymi uwagami. - prychnął i zaprowadził
kobietę do salonu, gdzie uraczył ją lampką wina. - Co się tu
sprowadza? Masz jakiś szalony pomysł, który może przyprawić mnie
o zawał i nie chcesz mi o nim opowiedzieć w pracy?
- Nie skąd ci to przyszło do głowy?
- zapytała zdziwiona.
Przyszła tutaj z dziwną sprawą, ale
nie miała zamiaru uczynić uszczerbku na jego zdrowiu.
- Znam cię Weasley. Przejdźmy do
rzeczy, robi się późno i chciałbym się położyć. - ponaglił
ją i dla efektu szeroko ziewnął. Rozsiadł się wygodnie na jednej
z sof i czekał na odpowiedź ze strony Rudzielca.
Kobieta spuściła głowę i na chwilę
wróciła myślami do czasów, gdy się przyjaźnili. Miał rację,
znał ją bardzo dobrze. Pomimo tego, że nie rozmawiali ze sobą
kilka lat, a teraz przeważnie się kłócili, on ciągle potrafił
wyczuć jej nastrój i zamiar. Potrafił przewidzieć jej posunięcia,
że prędzej, czy później zgłosi się do niego po pomoc. Nie
naciskał na nią w sprawie Harry'ego. Powiedział jedynie, że może
na niego liczyć w każdej chwili. Właśnie takim był przyjacielem
Blaise. A moment, by znów nim był nadszedł.
- Wiem, że między nami ostatnio nie
było zbyt kolorowo. Ale, gdy nocowałam u ciebie kilka miesięcy
temu. Powiedziałeś, że mogę na ciebie liczyć w każdym momencie.
Jeśli jest to nadal aktualne, mogę skorzystać teraz z twojej
pomocy?
- Oczywiście. - odpowiedział od razu,
bez zastanawiania się nad powodem, dla którego miałby jej pomóc.
Cały Blaise, zawsze deklarował chęć
pomocy przyjaciołom, bez względu na jej charakter. Ważny był dla
niego drugi człowiek, a za przyjaciół był w stanie oddać
wszystko. Pomimo tego, że Ginewra zalazła mu za skórę i wyrzuciła
ze swojego życia. On ciągle wykazywał gotowość do wspierania
jej.
Gin obserwowała go pierwszy raz od
bardzo dawna jako osobę przyjazną dla niej, a nie gumochłona-szefa,
którym był według niej od początku jej pracy w Ognistych Smokach.
Siedział spokojnie i popijał wino. Jego włosy zachodziły ma na
oczy zupełnie jak w szkole, a na twarzy błąkał się uśmiech,
który miał zachęcić ją do zwierzeń. Był godny zaufania w swoim
postępowaniu. Ponownie zobaczyła w nim swojego dawnego przyjaciela.
- Chodzi o tych głupich dziennikarzy.
Ciągle mnie nachodzą, śledzą i żyć w spokoju nie dają. Przez
nich znowu musiałam zmienić adres zamieszkania. Męczy mnie, to
ciągłe uciekanie przed nimi. Nic nie zrobiłam, a traktują mnie
jak atrakcję. Chciałabym choć raz w spokoju pójść spać i wstać
bez obawy, że mnie dopadną, jak tylko opuszczę swoje schronienie.
Możesz mi dyskretnie załatwić jakieś lokum, gdy ja próbuję
zawsze mnie wywęszą? - spojrzała na niego z nadzieją w oczach,
które kontrastowały z jej zmęczoną twarzą. - Proszę Blaise. -
dodała potulnie.
Mężczyzna siedział i wpatrywał się
w nią z niedowierzaniem. Ginny była dla niego miła i nie nazwała
go patafianem, jak to miała w zwyczaju. Był pod wrażeniem tej
zmiany, pewnie chwilowej, ale ucieszył się, że potrafi go
traktować w normalny sposób.
- Wiesz Ginny, użyłaś mojego imienia
pierwszy raz od dawien dawna.- odpowiedział jej.
- Jeśli chodzi o moje wcześniejsze
zachowanie to.. - zaczęła mówić, lecz mężczyzna wszedł jej w
słowo.
- Porozmawiamy o tym, kiedy indziej
Ginny. Teraz skupmy się na twoim problemie z mieszkaniem. Proponuję
ci, żebyś się na razie do mnie wprowadziła, a potem znajdziemy ci
coś innego. Zapewniam cię, że nikt cię tutaj nie znajdzie. Cały
apartamentowiec otaczają silne zaklęcia ochronne i bez zaproszenia
się tutaj nie dostaniesz. Co ty na to?
Kobieta spojrzała na niego z
wdzięcznością i na znak zgody kiwnęła głową. Mężczyzna bez
słowa zaprowadził ją do jej nowej sypiali.
- Dobrej nocy. - rzucił na pożegnanie.
- Wzajemnie Blaise.
- Lubię jak mówisz od mnie po
imieniu.
- Wiem. - uśmiechnęła się do niego
i zniknęła za drzwiami pokoju.
***
Kłamstwo nie staje się
prawdą tylko dlatego,
że wierzy w nie więcej
osób.
Oscar Wilde
Podczas ostatnich kilkunastu
tygodni młody Malfoy zaaklimatyzował się w nowej pracy. Choć w
jego przypadku nazywanie zawodu tylko pracą byłoby małym
niedopowiedzeniem, to było spełnienie jego marzeń. Latał w
świetnej drużynie, był dobrym graczem i realizował się jako
człowiek. Powoli odzyskiwał dobre imię w świecie czarodziejów po
odsiadce w Azkabanie.
Odkrywał w sobie pokłady
dobra i stawał się porządnym obywatelem, a nie śmieciem z
marginesu społecznego. Powoli zyskiwał przychylność członków
drużyny, opinii społecznej i płci przeciwnej. Po jego zerwaniu z
Astorią Greengrass prasa rozpisywała się o nim jako o gorącym
towarze. Cieszył się z pozytywnych opinii, wolał, jednak pokazać
się z innej strony niż łamacz kobiecych serc.
Całą swoją energię i
uwagę poświęcał treningom, swojej formie i działalności
charytatywnej. Z pozoru wydawało się, że wszystko u niego w
porządku, jednak Draco borykał się z uczuciem, że tutaj nie
pasuje.
Przez lata żył wśród
arystokratów, którzy uważali się za lepszych od innych. Taki osąd
nie zaprowadził go zbyt daleko. Skończył jako marionetka Lorda,
pozbawiony własnego zdania, dokonywał strasznych rzeczy, za które
po dziś dzień było mu wstyd. Został skazany za czynienie zła i
stał się człowiekiem pogardzanym.
W więzieniu jego
indywidualne potrzeby, uczucia zostały zredukowane do zera. Im mniej
czuł, tym mniej pożywki ze swoich emocji dostarczał dementorom.
Ciągle samotny, próbował nie popaść w obłęd. Jest imię
zostało zastąpione numerem skazańca, duma poczuciem winy,
błyskotliwe odzywki zduszone w zarodku. Stał się cieniem samego
siebie, ale powoli powracał do równowagi psychicznej. Fizycznie
więzienie nie odcisnęło na nim żadnego piętna, oprócz tego, że
skóra mu trochę zszarzała od braku promieni słonecznych.
Próbował przekonać sam
siebie, że te dwa lata w Azkabanie nie wpłynęły na niego.
Niestety, mylił się. Powtarzanie sobie w kółko, że wszystko jest
w porządku nic nie dawało. W tym przypadku kłamstwa nie zmienią
się w prawdę.
***
Być może Bóg chciał,
abyś poznał wielu
złych ludzi,
zanim poznasz tego
dobrego,
żebyś mógł go
rozpoznać,
kiedy on się w końcu
pojawi.
Gabriel Marquez
Odkąd Ginny opuściła ich
mieszkanie, jej życie było puste. Nie zdawała sobie sprawy z tego
ile, siostra jej chłopaka dla niej znaczy, dopóki ta nie zniknęła.
W osamotnieniu musiała zmagać się ze śmiercią przyjaciela,
kłótniami z Ronem i ciągłym zamartwianiem się o pacjentów,
których stan się nie poprawiał.
Wstawała o świecie i
biegła do szpitala, by tam spędzić kilka godzin wypruwając sobie
żyły przy zwykłym przeziębieniu. Swoje smutki topiła w pracy.
Czasami pozwalała sobie na małą przerwę na obiad przed zjawieniem
się pod stadionem Ognistych Smoków. Były, to jednak naprawdę
rzadkie chwile. Na własne życzenie chudła w oczach z powodu
stresu, nieudanego związku i braku pożywienia. Hermiona balansowała
na granicy.
Zmęczona, lecz napojona
kawą zjawiła się w swoim gabinecie. Przeglądała wyniki badań
zawodników, planowała efektywny trening i kontrolowała postępy
leczenia kontuzji. Miała na dziś zapowiedziane też kilka wizyt
kontrolnych dla męskiej drużyny.
Miała nadzieję spotkać
Gin, z którą miała kontakt jedynie podczas badania. Nie miała jej
za złe nikły kontakt, lecz miała wrażenie, że Weasley ją unika.
Nie rozumiała jej postępowania i chciała wyjaśnić sytuację, bo
nie chciała stracić kolejnej ważnej osoby w swoim życiu. Ginewra
była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Odkąd umarł
Harry była jej jedyną przyjaciółką. Na Rona nie miała, co
liczyć, chyba że na kłótnię i okazyjne okładanie pięściami.
Od czasu wypadku z Harrym
Ronald w każdej kłótni próbował uderzyć, poniżyć Hermionę.
Dziewczyna, która po śmierci Pottera była rozbita broniła się,
jak mogła, lecz czasem nie dawała rady. Jej wiara w siebie została
zachwiana, poza tym uważała, że stan Rona jest przejściowy i jako
jego dziewczyna nie może go zostawić w jednym z najgorszych
momentów jego życia. Więc trwała u jego boku bez względu na
wszystko. Z związku pełnego miłości, trafiła do oziębłego
więzienia. Byłą ofiarą przemocy domowej i było jej wstyd przed
wszystkimi, że do tego doszło. Dlatego milczała na ten temat i
miała nadzieję, że jakoś uda rozwiązać się jej ten problem.
Podniosła wzrok zza biurka
i zlustrowała kolejnego zawodnika, otworzyła teczkę z jego
nazwiskiem i przeczytała ostatnie wyniki badań. Jego forma rosła,
był zdrowy i za niedługo miał osiągnąć maksimum swoich
umiejętności.
- Rozbierz się Malfoy. -
rzuciła w stronę mężczyzny i ruszyła się zza biurka, by móc go
zbadać.
- Myślałem, że
skończyliśmy z nazywaniem się po nazwisku Granger. - odpowiedział
jej i bez zawracania sobie głowy parawanem, zaczął pozbywać się
ubrań na środku gabinetu. - Bokserki też ściągnąć pani doktor?
- zapytał z błyskiem w oku.
- Nie przeginaj. Masz rację
powinnam zwracać się do ciebie po imieniu. Przepraszam, ciągle o
tym zapominam.
- Nie ma sprawy. - mruknął
i obrócił się do niej plecami tak, aby mogła zbadać jego płuca
i zrobić kilka pomiarów.
Gdy skończyła oglądać
tył jego ciała, przeszła do twarzy, klatki piersiowej i brzucha.
Podczas oględzin rękaw jej fartucha obsunął się i ukazał siny
ślad czyjeś ręki na jej przedramieniu. Szybkim ruchem zakryła ten
defekt, przeklinając się, że nie posmarowała tego odpowiednią
maścią na siniaki. Zdziwiony Draco złapał ją za rękę i siłą
ściągnął jej fartuch z ramion i rąk. Po odrzuceniu go lustrował
z niedowierzaniem postać byłej Gryfonki.
Kobieta schudła w ostatnim
czasie sporo. Jej skóra miała niezdrowy szary odcień, a na rękach
miała pełno sińców w różnym stadium gojenia się. Hermiona
stała jakby poraził ją prąd, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
Było jej wstyd, że zachowanie Rona mogło wyjść na jaw. Powinna
wyrzucić Draco z gabinetu, nie pozwolić mu ściągnąć z niej
fartuch i lustrować jej obrażenia. Jednak stała w miejscu i
czekała na kolejny ruch Malfoya.
Mężczyzna nie kłopotał
się zbytnio swoim negliżem. Minął Granger i podszedł do szafy
stojącej w rogu pokoju, wyjął z niej maść na siniaki i wrócił
do Gryfonki. Nabrał trochę papki na palce i rozsmarował na
kończynach kobiety. Hermiona podczas całej tej czynności stała
bez ruchu ze spuszczona głową. Gdy Draco skończył i odstawił
słoiczek na jej biurko miała ochotę zapaść się pod ziemię ze
wstydu. Po jej policzkach popłynęły łzy. Czuła się upokorzona
i zhańbiona. Nienawidziła siebie, Dracona, Rona, wszystkich.
Draco obserwował ją i bez
słowa przytulił, pozwalając, aby jej łzy moczyły jego nagą
klatkę piersiową. Delikatnie głaskał jej plecy w geście
uspokojenia. Gdy ostatnia łza spłynęła po jej policzku,
odepchnęła go i powiedziała:
- Nikomu nie powiesz, co
widziałeś w tym gabinecie. Rozumiesz Malfoy? Teraz się ubierzesz i
dokończymy to badanie w przyszłym tygodniu. - skończyła zimnym
tonem i odwróciła się od blondyna. Skierowała swoje kroki w
stronę biurka, by za nim zasiąść i czekać na wyjście mężczyzny.
- Myślę, że najpierw
musimy porozmawiać Hermiono. - opowiedział jej w przerwie w
ubieraniu się. - Nigdzie nie pójdę, dopóki mi nie powiesz,
dlaczego Weasley ci, to robi. - rzucił i usiadł napreciwko niej.
Zwinnym ruchem szukającego pochwycił jej różdżkę leżącą na
blacie i zablokował zaklęciem drzwi. - Więc?
- Myślę, że to nie twoje
sprawa Malfoy.
- Hermiono zakładam, że
masz więcej siniaków na całym ciele. Nie będę cię na siłę
rozbierał, ale wiem, że nie nabyłaś tych zranień uprawiając
sport. Ktoś ci, to zrobił celowo, od jakiegoś czasu i w sposób
przez, który nie możesz ich usunąć. Jesteś lekarzem i powinnaś
sobie poradzić z zlikwidowaniem siniaków wywołanych w zwykły
sposób. Jednak maści nie działają, więc ktoś musiał, to zrobić
zaklęciem. A mówiąc ktoś mam na myśli...
- Wystarczy. Nie interesuje
mnie, co masz w tym temacie do powiedzenia. Odejdź, proszę cię.
Nie chcę o tym rozmawiać. - zakończyła błagalnym tonem. Łzy
znowu poleciały po jej policzkach. Na ten widok Draco zerwał się z
fotela i miał zamiar podejść do niej i znowu przytulić.- Nie
podchodź. - rzuciłą w jego kierunku, gdy zorientowała się do
czego zmierza.
- Dobrze. Ale nie wyjdę z
tego gabinetu, dopóki nie potwierdzisz mi, że to Weasley i nie
powiesz dlaczego ci, to robił.
- Dlaczego cię to obchodzi?
- zapytała pomiędzy kolejny szlochami.
- Bo sam kiedyś byłem
maltretowany i wiem jak to wpływa na człowieka. - rzucił cicho
patrząc jej prosto w oczy.
Hermiona spojrzała na niego
zszokowana, nigdy nie spodziewała się usłyszeć takich słów od
niego. Wyczuła w jego postawie i tonie głosu, że mówi prawdę.
Jednak czuła opory przed zaufaniem mu i powierzeniem swojej
wstydliwej tajemnicy.
- Chcę ci pomóc Hermiono.
Nie zrobić nic, czego byś nie chciała zaufaj mi. Proszę.
Spojrzała na niego szeroko
otwartymi oczami i zadała krótkie pytanie:
- Kto?
- Bellatrix.
W chwili, gdy Draco powierzył swoją tajemnicę i imię oprawcy stał się jej dobrym człowiekiem.
________
I jak podoba się wam nowa forma Spełniając?
Osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału, bo w końcu zaczyna wychodzić na pierwszy plan Dramione. Poza tym jest to przełomowy odcinek, bo zaczynamy poznawać przeszłość Draco, która będzie mocno splatać się z teraźniejszością Hermiony.
Weny