30 sierpnia 2012

IX


Część IX


Trzy miesiące później

Być wolnym,
to móc nie kłamać.
Albert Camus

          Żałoba po śmierci Harry'ego źle wpłynęła na samopoczucie Ginny. Nie z powodu braku jej byłego chłopaka na tym świecie, lecz z bardzo szybkim pogodzeniem się przez nią z tą stratą. Hermiona nie rozumiała, dlaczego rudowłosa tak szybko przeszła z tymi zdarzeniami do normalności. Przez, to Gin straciła jedyną osobę, która potencjalnie mogła zrozumieć jej stan. Czuła się osamotniona pośród swojej licznej rodziny i przyjaciół.
          Wszyscy Weasleyowie byli w szoku i nie potrafili dojść do siebie po śmierci Harry'ego. Dla Molly Potter był jak syn, jednego już straciła. Ból w jej klatce po śmierci Freddiego powiększył się wraz z odejściem Harry'ego na tamtą stronę. Pan Weasley, starał się pocieszać żonę wraz z Georgiem, ponieważ chcieli uniknąć jej kolejnego załamania. Reszta braci Gin przyjęła tę wiadomość i żyła dalej swoim życiem. Od czasu do czasu sprawdzali, co u niej. Wyjątkiem był Ron.
          Ginewra odczuwała lekki smutek, ale wyszła już z fazy szoku. Reakcja otoczenia na jej postawę była teraz jej największą zmorą. Ciągle dostawała sowy z prośbą o wywiad, komentarz, dziennikarze nie odstępowali jej na krok. Chcieli zobaczyć załamaną dziewczynę Pottera, zamiast tego widzieli pewną siebie kobietę, która miała dość tematu o chłopcu-który-przeżył. Była żywą istotą i jej życie toczyło się dalej bez Harry'ego. Nikt poza nią nie potrafił tego pojąć.
          Tuż po oficjalnym oświadczeniu w prasie o śmieci jej chłopaka wyprowadziła się z ich mieszkania i zamieszkała w hotelu. Zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, a resztę odesłała do swojego pokoju w Norze. Ubrania i drobiazgi Harry'ego zostawiła na swoim miejscu. Nie potrzebowała ich, a wiedziała, że jej matka i Hermiona zrobią z nimi porządek. Wyprowadzając się z tego miejsca żal jej było Hermiony, ale nie potrafiła przebywać w jednym domu z Ronaldem. Ciągle winiła go, za to wszystko.
          Jej uczucia do Harry'ego ostudziły się wraz z jego pogrzebem. Przestała rozpaczać za nim, chłodno przeanalizowała jego i swoje zachowania. Doszła do niezbyt ciekawych wniosków. Od zawsze za nim goniła, zawsze w pewien sposób był dla niej nieosiągalny. Najpierw walczył z Voldemortem,potem z jego poplecznikami. Musiał ratować świat przed złem, to był jego priorytet. Ona zawsze była na drugim miejscu. Kiedyś myślała, że swoją miłością to zmieni, lecz się myliła. Zawsze stała z boku i cierpliwie czekała na swoją kolej. Czasem walczyła, by być dla niego najważniejsza, lecz z czasem stało jej się to obojętne, a on o nią nie zabiegał. Uczucie się wypalało, a w chwili śmierci Harry'ego nawet go nie kochała.
          Nie mogła, więc udawać nieszczęśliwej narzeczonej, zrozpaczonej śmiercią ukochanego. Straciła kogoś ważnego w swoim życiu, ale zbyt wiele oziębłości wdarło się do ich relacji, aby płakała po nim godzinami. Przeżyła rozpacz, tuż po dowiedzeniu się o wszystkim. Potem nastąpiła etap godzenia się z losem i lekkie otępienie emocjonalne. Następnie pogodziła się ze wszystkim, co się stało i chciała żyć dalej. W głębi serca miała nadzieję, że tego chciałby dla niej Potter. Niestety, świat i ludzie uparli się na nią, chcieli w niej widzieć twarz żałoby po czarodzieju stulecia., musiała ich rozczarować i być po prosty Ginny Weasley.

***

          Zirytowana rudowłosa kobieta zniknęła w szatni po skończonym treningu. Jak zwykle skończyła latać jako ostatnia z zespołu. Praca nad swoimi umiejętnościami i późniejsze rozmowy z trenerem na temat taktyki zespołu stały się codziennością, gdy tylko pochowała Pottera. Miało to wiele plusów, Blaise nie zrzędził jej, że się nie stara, miała poczucie bycia potrzebą, cel w życiu i najważniejsze zajmowało jej to dużo czasu. Gdy przebywała na stadionie Ognistych Smoków nie musiała się martwić natrętnymi dziennikarzami, którzy żebrali o jej wywiad, mieli zakaz wstępu na teren obiektu. Niestety, gdy go opuszczała natykała się na nich na każdym kroku. Było to irytujące i miała ich powoli powyżej dziurek w nosie.
          Podczas kolejnej ucieczki przed goniącym ją tłumem wdała się w nim w sprzeczkę pod samą bramą stadionu.
          - Zostawcie mnie w spokoju. Harry nie żyje od kilku miesięcy nie mam w tej sprawie nic więcej do powiedzenia. Dajcie mu spoczywać w pokoju, do jasnej cholery i nie łaźcie ze mną krok w krok. - rzuciła rozzłoszczona.
          Przez chwilę błyskały tylko flesze aparatów, które uwieczniły jej wściekła minę, po których posypał się grad pytań. Dlaczego nie jest pani w żałobie po Harrym Potterze? To prawda, że jest pani w ciąży? Jak ma na imię pani nowy kochanek? Dlaczego wyprowadziła się pani ze starego mieszkania? Te oraz inne pytania rozbrzmiewały w jej uszach po raz setny. Zastanawiała się skąd biorą się te plotki i dlaczego ci ludzie są tacy głupi zadając je.
          Bez słowa teleportowała się do hotelu, w którym mieszkała. Mieścił się on na przedmieściach Londynu i jak na razie żaden dziennikarz jej tutaj nie znalazł. Musiała się przenosić średnio dwa-trzy raz w miesiącu z jednego miejsca do drugiego. Przez to zamieszanie wokół jej osoby nie miała szans znaleźć sobie nowego lokum. Jeśli paparazzi zwęszyliby jej stały adres, to mogłaby pożegnać się z wypiciem kawy w spokoju bez pytań lub zdjęć. Była zmęczona tym ciągłym pościgiem za jej osobą. Marzyła o chwili prywatności. Znów chciała mieć kilka lat i być nikim nieznanym dzieckiem Weasleyów.

***

Przyjaciele są jak ciche anioły,
które podnoszą nas,
gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.
Autor nieznany

          Blaise przyjmując Ginny na stanowisko kapitanki drużyny miał nadzieję na powiązanie drużyny z nią w artykułach prasowych, lecz to, co działo się po śmierci Pottera zaskoczyło go. Codziennie od trzech miesięcy obserwował tłumy dziennikarzy oczekujących na wywiad z Weasleyówną. Ruda odsyłała ich z kwitkiem, lecz widział, że ma ich powoli dość. Jako manager drużyny cieszył się z zainteresowania medialnego wokół jego zawodników. Nic tak nie napędza mediów i pieniędzy jak plotki. Jako jej były przyjaciel szczerze jej współczuł i starał się pomóc, jednak Gin go odtrącała i nie chciała z nim rozmawiać.
          Był wielce zdziwiony, gdy na progu jego domu pojawiła się poszarpana i przemoczona Ginewra.
        - Cześć Weasley, wejdziesz? - zapytał i jak na przykładnego gospodarza przystało, zaoferował jej wejście do swojego lokum.
          - Dzięki. - odrzekła ruda istota i przemknęła obok niego do przedpokoju jego apartamentu. - Ładnie mieszkasz, Zabini.
        - Dzięki Weasley, ostatnim razem nie podziwiałaś wnętrza. Co się sprowadza? - zapytał wprost. - Chyba nie przyszłaś pogawędzić o pracy.
          - Nie. - odpowiedziała zbita z tropu jego bezpośredniością. - Chyba nie każesz mi stać w progu? Nie tak się gości przyjmuje. - zrewanżowała się szybko.
          - Cała Weasley. Nachodzi mnie w nocy i raczy swoimi uszczypliwymi uwagami. - prychnął i zaprowadził kobietę do salonu, gdzie uraczył ją lampką wina. - Co się tu sprowadza? Masz jakiś szalony pomysł, który może przyprawić mnie o zawał i nie chcesz mi o nim opowiedzieć w pracy?
          - Nie skąd ci to przyszło do głowy? - zapytała zdziwiona.
           Przyszła tutaj z dziwną sprawą, ale nie miała zamiaru uczynić uszczerbku na jego zdrowiu.
         - Znam cię Weasley. Przejdźmy do rzeczy, robi się późno i chciałbym się położyć. - ponaglił ją i dla efektu szeroko ziewnął. Rozsiadł się wygodnie na jednej z sof i czekał na odpowiedź ze strony Rudzielca.
          Kobieta spuściła głowę i na chwilę wróciła myślami do czasów, gdy się przyjaźnili. Miał rację, znał ją bardzo dobrze. Pomimo tego, że nie rozmawiali ze sobą kilka lat, a teraz przeważnie się kłócili, on ciągle potrafił wyczuć jej nastrój i zamiar. Potrafił przewidzieć jej posunięcia, że prędzej, czy później zgłosi się do niego po pomoc. Nie naciskał na nią w sprawie Harry'ego. Powiedział jedynie, że może na niego liczyć w każdej chwili. Właśnie takim był przyjacielem Blaise. A moment, by znów nim był nadszedł.
          - Wiem, że między nami ostatnio nie było zbyt kolorowo. Ale, gdy nocowałam u ciebie kilka miesięcy temu. Powiedziałeś, że mogę na ciebie liczyć w każdym momencie. Jeśli jest to nadal aktualne, mogę skorzystać teraz z twojej pomocy?
          - Oczywiście. - odpowiedział od razu, bez zastanawiania się nad powodem, dla którego miałby jej pomóc.
          Cały Blaise, zawsze deklarował chęć pomocy przyjaciołom, bez względu na jej charakter. Ważny był dla niego drugi człowiek, a za przyjaciół był w stanie oddać wszystko. Pomimo tego, że Ginewra zalazła mu za skórę i wyrzuciła ze swojego życia. On ciągle wykazywał gotowość do wspierania jej.
          Gin obserwowała go pierwszy raz od bardzo dawna jako osobę przyjazną dla niej, a nie gumochłona-szefa, którym był według niej od początku jej pracy w Ognistych Smokach. Siedział spokojnie i popijał wino. Jego włosy zachodziły ma na oczy zupełnie jak w szkole, a na twarzy błąkał się uśmiech, który miał zachęcić ją do zwierzeń. Był godny zaufania w swoim postępowaniu. Ponownie zobaczyła w nim swojego dawnego przyjaciela.
          - Chodzi o tych głupich dziennikarzy. Ciągle mnie nachodzą, śledzą i żyć w spokoju nie dają. Przez nich znowu musiałam zmienić adres zamieszkania. Męczy mnie, to ciągłe uciekanie przed nimi. Nic nie zrobiłam, a traktują mnie jak atrakcję. Chciałabym choć raz w spokoju pójść spać i wstać bez obawy, że mnie dopadną, jak tylko opuszczę swoje schronienie. Możesz mi dyskretnie załatwić jakieś lokum, gdy ja próbuję zawsze mnie wywęszą? - spojrzała na niego z nadzieją w oczach, które kontrastowały z jej zmęczoną twarzą. - Proszę Blaise. - dodała potulnie.
          Mężczyzna siedział i wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Ginny była dla niego miła i nie nazwała go patafianem, jak to miała w zwyczaju. Był pod wrażeniem tej zmiany, pewnie chwilowej, ale ucieszył się, że potrafi go traktować w normalny sposób.
          - Wiesz Ginny, użyłaś mojego imienia pierwszy raz od dawien dawna.- odpowiedział jej.
       - Jeśli chodzi o moje wcześniejsze zachowanie to.. - zaczęła mówić, lecz mężczyzna wszedł jej w słowo.
          - Porozmawiamy o tym, kiedy indziej Ginny. Teraz skupmy się na twoim problemie z mieszkaniem. Proponuję ci, żebyś się na razie do mnie wprowadziła, a potem znajdziemy ci coś innego. Zapewniam cię, że nikt cię tutaj nie znajdzie. Cały apartamentowiec otaczają silne zaklęcia ochronne i bez zaproszenia się tutaj nie dostaniesz. Co ty na to?
          Kobieta spojrzała na niego z wdzięcznością i na znak zgody kiwnęła głową. Mężczyzna bez słowa zaprowadził ją do jej nowej sypiali.
          - Dobrej nocy. - rzucił na pożegnanie.
          - Wzajemnie Blaise.
          - Lubię jak mówisz od mnie po imieniu.
          - Wiem. - uśmiechnęła się do niego i zniknęła za drzwiami pokoju.

***

Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego,
że wierzy w nie więcej osób.
Oscar Wilde

          Podczas ostatnich kilkunastu tygodni młody Malfoy zaaklimatyzował się w nowej pracy. Choć w jego przypadku nazywanie zawodu tylko pracą byłoby małym niedopowiedzeniem, to było spełnienie jego marzeń. Latał w świetnej drużynie, był dobrym graczem i realizował się jako człowiek. Powoli odzyskiwał dobre imię w świecie czarodziejów po odsiadce w Azkabanie.
          Odkrywał w sobie pokłady dobra i stawał się porządnym obywatelem, a nie śmieciem z marginesu społecznego. Powoli zyskiwał przychylność członków drużyny, opinii społecznej i płci przeciwnej. Po jego zerwaniu z Astorią Greengrass prasa rozpisywała się o nim jako o gorącym towarze. Cieszył się z pozytywnych opinii, wolał, jednak pokazać się z innej strony niż łamacz kobiecych serc.
          Całą swoją energię i uwagę poświęcał treningom, swojej formie i działalności charytatywnej. Z pozoru wydawało się, że wszystko u niego w porządku, jednak Draco borykał się z uczuciem, że tutaj nie pasuje.
          Przez lata żył wśród arystokratów, którzy uważali się za lepszych od innych. Taki osąd nie zaprowadził go zbyt daleko. Skończył jako marionetka Lorda, pozbawiony własnego zdania, dokonywał strasznych rzeczy, za które po dziś dzień było mu wstyd. Został skazany za czynienie zła i stał się człowiekiem pogardzanym.
          W więzieniu jego indywidualne potrzeby, uczucia zostały zredukowane do zera. Im mniej czuł, tym mniej pożywki ze swoich emocji dostarczał dementorom. Ciągle samotny, próbował nie popaść w obłęd. Jest imię zostało zastąpione numerem skazańca, duma poczuciem winy, błyskotliwe odzywki zduszone w zarodku. Stał się cieniem samego siebie, ale powoli powracał do równowagi psychicznej. Fizycznie więzienie nie odcisnęło na nim żadnego piętna, oprócz tego, że skóra mu trochę zszarzała od braku promieni słonecznych.
          Próbował przekonać sam siebie, że te dwa lata w Azkabanie nie wpłynęły na niego. Niestety, mylił się. Powtarzanie sobie w kółko, że wszystko jest w porządku nic nie dawało. W tym przypadku kłamstwa nie zmienią się w prawdę.

***

Być może Bóg chciał,
abyś poznał wielu złych ludzi,
zanim poznasz tego dobrego,
żebyś mógł go rozpoznać,
kiedy on się w końcu pojawi.
Gabriel Marquez

          Odkąd Ginny opuściła ich mieszkanie, jej życie było puste. Nie zdawała sobie sprawy z tego ile, siostra jej chłopaka dla niej znaczy, dopóki ta nie zniknęła. W osamotnieniu musiała zmagać się ze śmiercią przyjaciela, kłótniami z Ronem i ciągłym zamartwianiem się o pacjentów, których stan się nie poprawiał.
          Wstawała o świecie i biegła do szpitala, by tam spędzić kilka godzin wypruwając sobie żyły przy zwykłym przeziębieniu. Swoje smutki topiła w pracy. Czasami pozwalała sobie na małą przerwę na obiad przed zjawieniem się pod stadionem Ognistych Smoków. Były, to jednak naprawdę rzadkie chwile. Na własne życzenie chudła w oczach z powodu stresu, nieudanego związku i braku pożywienia. Hermiona balansowała na granicy.
         Zmęczona, lecz napojona kawą zjawiła się w swoim gabinecie. Przeglądała wyniki badań zawodników, planowała efektywny trening i kontrolowała postępy leczenia kontuzji. Miała na dziś zapowiedziane też kilka wizyt kontrolnych dla męskiej drużyny.
          Miała nadzieję spotkać Gin, z którą miała kontakt jedynie podczas badania. Nie miała jej za złe nikły kontakt, lecz miała wrażenie, że Weasley ją unika. Nie rozumiała jej postępowania i chciała wyjaśnić sytuację, bo nie chciała stracić kolejnej ważnej osoby w swoim życiu. Ginewra była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Odkąd umarł Harry była jej jedyną przyjaciółką. Na Rona nie miała, co liczyć, chyba że na kłótnię i okazyjne okładanie pięściami.
          Od czasu wypadku z Harrym Ronald w każdej kłótni próbował uderzyć, poniżyć Hermionę. Dziewczyna, która po śmierci Pottera była rozbita broniła się, jak mogła, lecz czasem nie dawała rady. Jej wiara w siebie została zachwiana, poza tym uważała, że stan Rona jest przejściowy i jako jego dziewczyna nie może go zostawić w jednym z najgorszych momentów jego życia. Więc trwała u jego boku bez względu na wszystko. Z związku pełnego miłości, trafiła do oziębłego więzienia. Byłą ofiarą przemocy domowej i było jej wstyd przed wszystkimi, że do tego doszło. Dlatego milczała na ten temat i miała nadzieję, że jakoś uda rozwiązać się jej ten problem.
          Podniosła wzrok zza biurka i zlustrowała kolejnego zawodnika, otworzyła teczkę z jego nazwiskiem i przeczytała ostatnie wyniki badań. Jego forma rosła, był zdrowy i za niedługo miał osiągnąć maksimum swoich umiejętności.
          - Rozbierz się Malfoy. - rzuciła w stronę mężczyzny i ruszyła się zza biurka, by móc go zbadać.
          - Myślałem, że skończyliśmy z nazywaniem się po nazwisku Granger. - odpowiedział jej i bez zawracania sobie głowy parawanem, zaczął pozbywać się ubrań na środku gabinetu. - Bokserki też ściągnąć pani doktor? - zapytał z błyskiem w oku.
          - Nie przeginaj. Masz rację powinnam zwracać się do ciebie po imieniu. Przepraszam, ciągle o tym zapominam.
          - Nie ma sprawy. - mruknął i obrócił się do niej plecami tak, aby mogła zbadać jego płuca i zrobić kilka pomiarów.
          Gdy skończyła oglądać tył jego ciała, przeszła do twarzy, klatki piersiowej i brzucha. Podczas oględzin rękaw jej fartucha obsunął się i ukazał siny ślad czyjeś ręki na jej przedramieniu. Szybkim ruchem zakryła ten defekt, przeklinając się, że nie posmarowała tego odpowiednią maścią na siniaki. Zdziwiony Draco złapał ją za rękę i siłą ściągnął jej fartuch z ramion i rąk. Po odrzuceniu go lustrował z niedowierzaniem postać byłej Gryfonki.
          Kobieta schudła w ostatnim czasie sporo. Jej skóra miała niezdrowy szary odcień, a na rękach miała pełno sińców w różnym stadium gojenia się. Hermiona stała jakby poraził ją prąd, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Było jej wstyd, że zachowanie Rona mogło wyjść na jaw. Powinna wyrzucić Draco z gabinetu, nie pozwolić mu ściągnąć z niej fartuch i lustrować jej obrażenia. Jednak stała w miejscu i czekała na kolejny ruch Malfoya.
          Mężczyzna nie kłopotał się zbytnio swoim negliżem. Minął Granger i podszedł do szafy stojącej w rogu pokoju, wyjął z niej maść na siniaki i wrócił do Gryfonki. Nabrał trochę papki na palce i rozsmarował na kończynach kobiety. Hermiona podczas całej tej czynności stała bez ruchu ze spuszczona głową. Gdy Draco skończył i odstawił słoiczek na jej biurko miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Po jej policzkach popłynęły łzy. Czuła się upokorzona i zhańbiona. Nienawidziła siebie, Dracona, Rona, wszystkich.
          Draco obserwował ją i bez słowa przytulił, pozwalając, aby jej łzy moczyły jego nagą klatkę piersiową. Delikatnie głaskał jej plecy w geście uspokojenia. Gdy ostatnia łza spłynęła po jej policzku, odepchnęła go i powiedziała:
          - Nikomu nie powiesz, co widziałeś w tym gabinecie. Rozumiesz Malfoy? Teraz się ubierzesz i dokończymy to badanie w przyszłym tygodniu. - skończyła zimnym tonem i odwróciła się od blondyna. Skierowała swoje kroki w stronę biurka, by za nim zasiąść i czekać na wyjście mężczyzny.
          - Myślę, że najpierw musimy porozmawiać Hermiono. - opowiedział jej w przerwie w ubieraniu się. - Nigdzie nie pójdę, dopóki mi nie powiesz, dlaczego Weasley ci, to robi. - rzucił i usiadł napreciwko niej. Zwinnym ruchem szukającego pochwycił jej różdżkę leżącą na blacie i zablokował zaklęciem drzwi. - Więc?
          - Myślę, że to nie twoje sprawa Malfoy.
          - Hermiono zakładam, że masz więcej siniaków na całym ciele. Nie będę cię na siłę rozbierał, ale wiem, że nie nabyłaś tych zranień uprawiając sport. Ktoś ci, to zrobił celowo, od jakiegoś czasu i w sposób przez, który nie możesz ich usunąć. Jesteś lekarzem i powinnaś sobie poradzić z zlikwidowaniem siniaków wywołanych w zwykły sposób. Jednak maści nie działają, więc ktoś musiał, to zrobić zaklęciem. A mówiąc ktoś mam na myśli...
          - Wystarczy. Nie interesuje mnie, co masz w tym temacie do powiedzenia. Odejdź, proszę cię. Nie chcę o tym rozmawiać. - zakończyła błagalnym tonem. Łzy znowu poleciały po jej policzkach. Na ten widok Draco zerwał się z fotela i miał zamiar podejść do niej i znowu przytulić.- Nie podchodź. - rzuciłą w jego kierunku, gdy zorientowała się do czego zmierza.
          - Dobrze. Ale nie wyjdę z tego gabinetu, dopóki nie potwierdzisz mi, że to Weasley i nie powiesz dlaczego ci, to robił.
          - Dlaczego cię to obchodzi? - zapytała pomiędzy kolejny szlochami.
          - Bo sam kiedyś byłem maltretowany i wiem jak to wpływa na człowieka. - rzucił cicho patrząc jej prosto w oczy.
          Hermiona spojrzała na niego zszokowana, nigdy nie spodziewała się usłyszeć takich słów od niego. Wyczuła w jego postawie i tonie głosu, że mówi prawdę. Jednak czuła opory przed zaufaniem mu i powierzeniem swojej wstydliwej tajemnicy.
          - Chcę ci pomóc Hermiono. Nie zrobić nic, czego byś nie chciała zaufaj mi. Proszę.
          Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i zadała krótkie pytanie:
          - Kto?
          - Bellatrix.
          W chwili, gdy Draco powierzył swoją tajemnicę i imię oprawcy stał się jej dobrym człowiekiem.

________

I jak podoba się wam nowa forma Spełniając? 

Osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału, bo w końcu zaczyna wychodzić na pierwszy plan Dramione. Poza tym jest to przełomowy odcinek, bo zaczynamy poznawać przeszłość Draco, która będzie mocno splatać się z teraźniejszością Hermiony.

Weny

27 sierpnia 2012

VI

Część VI



Świat cierpi na brak mężczyzn,
szczególnie tych,
którzy są cokolwiek warci
Jane Austen

          - Skończyłem podpisywać papiery z Hermioną, więc myślę, że jesteśmy wolni. Co ty na to Hermiono dołączysz do nas?- zagadną Blaise.

          Kobieta spojrzała się na nich jak na wariatów. Nigdy nie przypuszczałaby, że dwójka byłych Ślizgonów będzie próbowała, wyciągnąć ją na drinka. Ciągle była zła na Rona i miała nadzieje, że tym wyjściem zrobi mu na złość, więc się zgodziła.

          - Pewnie, gdzie idziemy? - odpowiedziała ze sztuczna radością.

          Blaise i Draco spojrzeli się po sobie zdziwieni. Zabini wstał i zaoferował swoje ramię Hermionie,.Przyjęła i ruszyli w stronę drzwi, za nimi poczłapał zdumiony Dracon.

          - Zobaczysz na miejscu. - odrzekł tajemniczo pan dyrektor.

***

          Po dwudziestu minutach cała trójka siedziała w ekskluzywnym klubie w centrum Londynu popijając wytrawne Martini.

          - Granger nigdy nie przypuszczałem, że będziemy razem pić. - zagadnął Smok

          - Z tego co pamiętam, zawsze miałeś problemy z myśleniem Malfoy. - odpowiedziała na zaczepkę.

          Blondynowi mina trochę zrzedła, gdy przekonał się, że była Gryfonka ma cięty język. Całej sytuacji przyglądał się Blaise, który widział w ich zachowaniu swoje sprzeczki z rudą Weasleyówną.

          - Moje drogie gołąbeczki jako wasz szef i wyższy autorytet zabraniam wam mówić do siebie po nazwisku. Pracujemy razem, więc nasze relacje powinny być poprawne. Koniec z Granger i Malfoy. Hermiono, to jest Draco, Draco, to jest Hermiona. - spojrzeli się na niego jak na wariata, nie wiedząc co zrobić. - No już przywitać się i napić za nowy początek znajomości.

          - Zabini, nie wypiłeś za dużo? - spytała się podejrzliwie Hermiona.

          - Jaki Zabini? Blaise jestem, dla przyjaciół Diabeł. Możesz mi mówić jeszcze Szefie.

          - Nie żartujesz.

          - Nie.

          - Matko do czego doszło. Siedzę z wami w barze i poznaję wasze imiona.

          - Zawsze je znałaś. - poprawił ją Draco.

          - Ale nigdy nie musiałam ich używać.

          - Widzisz, właśnie dziś doświadczyłaś czegoś nowego. Ciesz się Hermiono, że poznałaś Draco i Blaise'a. - zażartował Malfoy.

          - Przez tę nowa znajomość muszę się napić.

          - Barman jeszcze jeden drink dla tej pani. - zawołał Smok.

          Resztę wieczoru i nocy spędzili na piciu coraz to mocniejszych i nowych alkoholi.

***

          Skacowana Hermiona obudziła się w nieswoim łóżku. Przerażona stwierdziła, że ma na sobie męską koszulę i jest w obcym pokoju. Starała sobie przypomnieć zdarzenia z wczorajszego wieczoru, lecz nic, oprócz tego, że piła z dwoma Ślizgonami, nie przychodziło jej do głowy. Omiotła pokój wzrokiem w poszukiwaniu swoich ciuchów i różdżki. Znalazła je ładnie poskładane na krześle w rogu pokoju, różdżka była obok niej na stoliku nocnym.

          Pośpiesznie ubrała się i chciała po cichu wymknąć się z nieznanego mieszkania. Gdy otworzyła drzwi, wpadła na pewnego mężczyznę. Gdy zobaczyła, kto to jest jej oczy wyglądały jak dwa galeony.

          - Czy my, czy my... - zaczęła dukać - ze sobą spaliśmy? - zakończyła przerażona.

          - Chodź na śniadanie, tam ci wszystko opowiem. - odrzekł łagodnie.

          No pięknie, nie dość, że nie pamiętam, co wczoraj robiłam to jeszcze muszę z nim jeść śniadanie. Choć, jeśli zrobiłam to z nim to szkoda, że tego nie pamiętam. Facet ma boskie ciało, nawet jak jest ubrany. Stop, o czym ty myślisz Hermiono, to były Ślizgon, jeszcze do wczoraj go nie cierpiałaś, a teraz ubolewasz nad brakiem wspomnień erotycznych z nim. Opamiętaj się masz chłopaka, który pewnie czeka na ciebie w domu i szaleje z rozpaczy. Taa na pewno zrobi mi awanturę o zniknięcie.

          - Hermiono?- wołał ją mężczyzna po raz kolejny. - Jesteś tu?

          Spojrzała się na niego, jakby spadł z miotły i po chwili dotarło do niej, że coś mówi.

          - Przepraszam zamyśliłam się. Mówiłeś coś?

          - Tak pytałem się jaką kawę pijesz.

          Dotarło do niej, że są już w kuchni, a on postawił przed nią talerz z kanapkami.

          - Czarną z mlekiem. - odpowiedziała.

          - Taką jak ja, proszę. - powiedział i postawił przed nią kubek z parującym napojem.

          - Powiesz mi, co się wczoraj stało? - zapytała się mężczyzny.

          - Piliśmy w trójkę, no i mój ukochany przyjaciel zostawił nas samych. Piliśmy dalej, jednak masz słabszą głowę niż ja i się spiłaś, łagodnie mówiąc. Nie potrafiłem wyciągnąć od ciebie informacji, gdzie mieszkasz, więc zabrałem cię tu i położyłem cię spać.

          - O..- odparła zdziwiona. - Czyli my nic ze sobą?

          - Nie. Nie wykorzystuje kobiet w takim stanie. Poza tym oboje jesteśmy w związkach.

          - Tak? - zapytała.

          - Tak, nawet ktoś taki jak ja może się z kimś spotykać.

          - Przepraszam, nie to miałam na myśli.

          - Wybaczone. Chcesz jeszcze kawy?

          - Nie dziękuję będę się zbierać. Wiesz praca, narzeczony i te sprawy.

          - Rozumiem.

          - Dzięki za przenocowanie i śniadanie. Mam nadzieje, że nie musiałeś przeze mnie spać na kanapie.

          - Nie zauważyłaś, że mój dom jest dość duży i pomieści kilka sypialni.

          - Fakt.

          - Do zobaczenia w pracy Granger.

          - Do zobaczenia Malfoy.

          Zamknął za nią drzwi, a ona teleportowała się z jego ogrodu do swojego mieszkania.

***

          Gdy wróciła do swojego domu czekała na nią awantura z Ronem.

          - Mogę wiedzieć, gdzie byłaś całą noc? - zapytał zły.

          - Ze znajomymi. - odparła spokojnie.

          - Jakimi?

          - Nie ważne Ron. Śpieszę się do pracy porozmawiamy później. - zbyła go i zniknęła w łazience, gdzie doprowadziła się do porządku.

          Odetchnęła z ulgą. Spędziła noc u Malfoy'a, lecz nic się nie stało pomiędzy nimi. Na szczęście. Teraz tylko będzie musiała przekonać Rona, że do niczego pomiędzy nimi nie doszło lub mu nie powie, z kim była. Wiedziała tylko jedno, że przyjecie pracy w Ognistych Smokach zburzy jej dotychczasowe życie.

***

Ślepota przychodzi z czasem,
z głupotą trzeba się urodzić.
Autor nieznany


          Dzień Hermiony w szpitalu był bardzo udany, zważywszy na fakt, iż zmagała się ze skutkami wczorajszego picia alkoholu w towarzystwie Malfoya i Zabiniego. Gdy wróciła późnym popołudniem do domu była zmęczona tak, że nóg nie czuła. Przeklinała się w duchu, że rano nie zabrała z mieszkania eliksiru na kaca. Przez co przez cały dzień bolała ją głowa, nic nie mogła zjeść i pochłaniała litry wody. Dopiero wieczorem poczuła się normalnie i z apetytem rzuciła się na jedzenie przegotowane przez Ginny.

          - Gdzie ty się wczoraj podziewałaś? - dopytywała się Weasleyówna.

          - Poszłam opić mój nowy kontrakt z naszym szefem i kolegą. - odparła cicho brunetka.

          Ruda stanęła jak wryta i opuściła trzymany talerz na podłogę.

          - Coś ty najlepszego zrobiła! - pisnęła.

          - Nic, po prostu wypiłam parę drinków i tyle.

          - A, gdzie zniknęłaś na całą noc? Chyba nie powiesz mi, że tylko piłaś. Nie z twoją głową. Zrobili ci coś Zabini z kolegą.

          - Nie, Blaise opuścił nas. A mnie spitą do granic możliwości położył grzecznie do łóżka Draco.

          - Blasie? Mmówisz do tego patafiana po imieniu? - zdziwiła się Ginny.

          - Tak, rozkaz służbowy.

          - Aha. To dziwne, mnie też chciał w to wrobić. Wyobrażasz mówić do Malfoya po imieniu, parodia.

          Hermiona otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale w tym momencie dotarło do Gin, co wcześniej mówiła jej przyjaciółka.

          - Nocowałaś u Malfoya! Jja mu pokarzę, zwalę go z miotły. Jak mogłaś się dać zaciągnąć do jaskimi smoka. Uwiódł cię?

          - Tak się spiłam, że się mną zaopiekował i dał mi osobną sypialnie. Uraczył poranną kawą i wypuścił. Do niczego nie doszło. Nawet był miły.

          - Uważaj na nich, to zdradzieckie mendy.

          - Dobra Gin, wiem, że nie lubisz Zabiniego i Malfoya, ale musisz wyluzować. Pracujesz z nimi, prędzej, czy później ta złość na nich popsuje twoją karierę. Nie musisz ich od razu kochać. Po prostu ich nie obrażaj na każdym kroku i będzie dobrze.

          - Malfoya jakoś ścierpię, ale tego zarozumialca Zabiniego nigdy nie polubię. Nigdy. - powiedziała

***

          Hermiona siedziała w kuchni i czytała dzisiejszego Proroka Codziennego. Jeden z mniejszych artykułów był poświęcony jej Ronowi, który odniósł kolejny sukces podczas niebezpiecznej akcji. Nie przejęła się tym specjalnie, ponieważ od dawna nie dyskutowała z nim o jego pracy. Weasley nie chciał o tym mówić, ona na siłę nie wypytała. Zaczęli się oddalać przez to, lecz żadne z nich nie próbowało tego naprawić.

          Ze zgodnej pary stali się obcymi ludźmi, którzy przed innymi udawali, że wszystko jest w porządku. Hermiona miała dość tej sytuacji, lecz nie wiedziała, co z nią zrobić. Chciała, to naprawić, lecz Ron jej to utrudniał. Przestała się starać i była z nim z przyzwyczajenia lub na pokaz, jak czasem nazywała, to sarkastycznie w myślach.

          Chciała, aby coś się między nimi zmieniło, nie ważne czy na lepsze czy na gorsze. Wszystko jest lepsze od bezczynności i obojętności. Nawet Malfoy okazał jej więcej zainteresowania podczas ich krępującego śniadania niż Ron.

          Podjęła decyzję albo naprawią swój związek albo żegna się z Ronem i zaczyna nowe życie. Przekalkulowała w myślach, ile może potrzebować pieniędzy na nowe lokum. Z radością stwierdziła, że jeśli będzie odkładać wypłatę od Zabiniego, to będzie mogła żyć na własny rachunek. Musi się ubezpieczyć na wypadek, jeśli będzie musiała się wyprowadzić z ich mieszkania. Ronald na pewno, by nie opuścił ich domu.

          Hermiona Granger chciała wdrożyć swoje postanowienie w życie jeszcze dziś. Wezwała Rona wieczorem na rozmowę, w której postawiła mu ultimatum, że albo się zmieni, zacznie odnosić się do niej z większym szacunkiem, doceniać ją i jej starania albo rozstają się.

          Chłopak zrobił jej awantur. Według niego nie ma prawa od niego takich rzeczy wymagać. W tej sytuacji Hermiona oznajmiła, że jeszcze dziś się wyprowadza. Spuścił, wtedy z tonu i przeanalizował jej słowa. Nie chciał jej stracić, więc zaczął się pomiędzy nimi okres zgody.

          Zadowolona z siebie Hermiona, zasypiała pierwszy raz od dawna w ramionach Rona. Na ich twarzach widniały zupełnie inne emocje. Ona była uśmiechnięta, spokojna, on wzburzony i zły.

          Weasley nie lubił, gdy mu się rozkazywało, od kilku lat nie pozwalał nikomu sobą pomiatać. Wymagał tego też od Hermiony, lecz ona stawiała się i nigdy nie podporządkowała się jego nowemu charakterowi. Wiedział, że musi się lekko powstrzymać i przystać na jej idiotyczne warunki. Nie mógł jej stracić w takim momencie. Jego życie, pozycja, priorytety potrzebowały jej u swego boku. Miała być marionetką w jego rękach, już on się o to postara.

V

Część V


Spotkania po latach bywają interesujące.

          Ginny od kilku dni chodziła zła na cały świat, nikt z domowników nie potrafił złagodzić jej wrogiego nastawienia. Tylko Hermiona wiedziała, co ją trapi, a Harry, który od kilku dni siedział w domu i nudził się nie miał zamiaru pomóc swojej dziewczynie, a nawet porozmawiać z nią. Wyszedł z założenia, że jej problem, to jej sprawa i nic mu do tego.

          Dziś Weasleyówna postanowiła skompletować strój na wieczór z kretynem. Zrozpaczona stwierdziła, że nie ma się, w co ubrać. Z nadzieja zajrzała do szafy Hermiony, niestety tam również nic nie znalazła. Udała się do Madame Marklin, gdzie uszyła szatę specjalnie na tę okazje. Była zadowolona z efektów pracy krawcowej. Suknia była elegancka i wyglądała w niej gustownie. Była pewna, że Zabiniemu opadnie szczęka z wrażenia.

          Skoro chce pogrywać jej życiem prywatnym w swojej i klubu sprawie, to ona zacznie zabawiać się jego kosztem. Przekona mężczyznę, że nie warto zadzierać z nią i jej rozkazywać. Jeszcze będzie jadł jej z ręki.

          Pomimo tego, że była umówiona z Blaise'em na stadionie Ognistych Smoków, teleportowała się prosto do Hali Long Island, gdzie miał się odbyć bal. Leniwie przechadzała się po sali bankietowej, popijając brandy z lodem. Przywitała się z paroma osobami, wymieniła krótkie uprzejmości. Wdała się w parę lekkich rozmów, przyjmowała komplementy i uśmiechała się do wszystkich. Do rzeczywistości przywołało ją pojawienie się złego Blaise'a, który chwycił ją za ramię i zaciągnął w kąt sali, gdzie przez zęby syknął.

          - Co ty do cholery Weasley robisz? Czekałem na ciebie kilkadziesiąt minut na stadionie. Potem szukałem się w twoim mieszkaniu, a nawet zawitałem do szpitala, gdzie Hermiona była uprzejma powiedzieć mi, że tu jesteś. Czego nie zrozumiałaś w zdaniu, że spotykamy się w moim biurze?

          Dziewczyna spojrzała się na niego z ironią i odpowiedziała.

          - Chciałeś mnie tu, więc jestem. Nie poszłam do twojego biura, bo spotkanie z tobą po godzinach pracy odebrałam jako próbę molestowania. Poza tym jak ciebie nie było, odbyłam parę interesujących rozmów i może załatwiłam paru sponsorów. Idź z nimi pogadaj, stoją tam i daj mi spokój.
          
          Spojrzała na niego, odwróciła się i zniknęła w tłumie. Diabeł stał jak słup soli, zacisnął dłoń w pięść i zaklął siarczyście. Zrobił głęboki wdech i ruszył w kierunku baru. Ginny potrafiła go wyprowadzić z równowagi, bardzo szybko. Sam dziwił się sobie, że poczuł kiedyś do niej mięte.

          Ruda cholera, tymczasem tańczyła z mężczyzną, który w przyszłym meczu będzie przeciwnikiem Malfoya na pozycji szukającego – Dorianem Grayem, Blaise krążył wokół niej jak pantera, polująca na swoją ofiarę.

          Rozpoczęli kolejną niemą walkę, ona kusiła go, on ignorował. Starał się ją zdobyć, ona udawała niedostępną. Dwa istnienia, które mogły być razem szczęśliwe, lecz ranią się świadomie. Wyszli z bankietu bez pożegnania się ze sobą, każde z nich udało się w swoją stronę, złe na drugą osobę.

***

          Podczas gdy panna Weasley lepiej bądź gorzej bawiła się na balu, Hermiona spędzała noc na oddziale magicznych poparzeń. Gdzie oczyszczała rany pacjentów, uzupełniała robotę papierkową pierwszego lekarza. Jedynym ciekawym zajściem podczas tego dyżuru było pojawienie się rozeźlonego Blaise'a, który miał ochotę kogoś uderzyć.

          - Cześć. - zaczął – Widzę, że zapowiada się nudny wieczór.

Brunetka spojrzała się na niego zdziwiona.

          - Bywały ciekawsze. Co się tu sprowadza, znowu zostałeś pobity, bo jeśli tak ,to lekarz pierwszego kontaktu jest dwa piętra niżej.

          - Jestem tu w sprawie Ginny, która powinna teraz być ze mną na balu.

          - Jest tam od ponad godziny w porównaniu do ciebie. Radzę ci do niej dołączyć. - odrzekła z uśmiechem.

          - Powiedz mi Granger, czy jej zgryźliwość jest zaraźliwa, bo wydaje mi się, że przejmujesz to po niej.

          - Nie, jeśli byłaby, to nie siedziałabym w szpitalu, tylko tańczyłabym na tym balu.

          - To ciekawe, co mówisz. - spojrzał na nią bystro swoimi zielonymi oczami. - Jeśli chcesz się bawić jak ta ruda zołza od czasu do czasu, to wpadnij jutro do mnie do biura. Może znajdzie się i zaproszenie dla ciebie.

          - O czym ty mówisz Zabini? - zapytała zaintrygowana.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem.

          - Proponuję ci etat w Ognistych Smokach, a w bonusie będziesz otrzymywać zaproszenia na takie bale.

          - Chyba sobie żartujesz, jakbyś nie zauważył właśnie pracuję. Jestem zatrudniona w szpitalu świętego Munga.

          - Wiem o tym. O dziwo domyśliłem się. - odrzekł sarkastycznie - Po prostu przyjdź, jeśli chcesz zarobić kilka dodatkowych galeonów. Żegnam.

Skinął głową i zniknął z placówki medycznej.

***

          Dzień po balu w kuchni Ginny wyżywała się w myślach na zielonookim Ślizgonie.

          - Jak było na balu?- zapytała Hermiona.

          - Ujdzie w tłumie, muzyka była nudna, goście jeszcze bardziej, a ten pacan był najgorszy. Do tego bolą mnie nogi od tych szpilek.

          - Czyli nie było tak źle. Zazdroszczę ci.

          - Czego? – spytała zdziwiona Ginny.

          - Całej otoczki, sukienki, tańców. Magii tego wydarzenia. - odparła rozmarzona Hermiona.

Do rozmowy wtrącił się Ron, który do tej pory był biernym słuchaczem.

          - Ostatnio mieliśmy coś takiego w Ministerstwie i było nudno, jak nie wiem. Nie masz, co żałować, że ominęła cię taka szopka.

Dziewczyny spojrzały na niego zaskoczone.

          - O jakim balu mówisz Ronaldzie? - spytała brunetka.

          - Dla aurorów. - odparł rudzielec swojej dziewczynie

          - A czemu dowiaduję się o tym po czasie?

          - Stwierdziłem, że nie chciałaś iść Hermiono.

          - To tu cię zaskoczę i powiem, że chciałam iść, na coś takiego.

          - Nie przesadzaj, nie było obowiązku przyprowadzenia partnerki. Mogłem tam iść sam.

          - Mam rozumieć, że zabrałbyś mnie na taką imprezę dopiero, wtedy jakbyś dostał nakaz od Ministra?

          - Chciałem spędzić czas z kolegami.

          - Zapomniałam, że widujesz ich po dwanaście godzin dziennie i pewnie tęsknisz za nimi. A mnie musisz oglądać aż dwie godziny i pewnie musisz odpocząć ode mnie.

          - Uspokój się Hermiono,.Nie ma o czym mówić, bal już był i koniec. - próbował skończyć ten temat.

          - Masz racje, po co rozmawiać, skoro można zakopać sprawę pod dywan. Jesteś żałosny Ronaldzie.

          - Licz się ze słowami.

Zła brunetka spojrzała się na swojego chłopaka i opuściła pomieszczenie, Ginny podążyła za nią. Usiadły w salonie i chwilę milczały. Przerwaną rozmowę wznowiła Ginny.

          - Nie przejmuj się zachowaniem Rona. To przez pracę, pewnie jest przemęczony.

          - To nie praca Ginny. To on się zmienił. Nie poznaję go.

          - Jesteś pewna?

          - Tak. Przed tobą stara się udawać starego Rona, przede mną już nie. Jak próbowałam o jego zmianie porozmawiać z Harrym, zbył mnie. Stwierdził, że to nie jego sprawa, co jest pomiędzy mną,a Ronem. Czasem nie mam ochoty wracać do niego po pracy.

          - Nie wiedziałam, że między wami jest tak źle. - odparła Ginny.

Poczuła się głupio, że ciągle narzeka na sytuację z Blasie'em, podczas gdy Hermiona ma poważne problemy z jej batem.

          - Miałam nadzieję, że jakoś to rozwiążemy. Ale nic z tego.

          - Następnym razem jak będę mówić, że mam dość tego dekla Zabiniego trzepnij mnie i zwróć mi uwagę, że mam zająć się twoimi problemami.

          - Dobrze,ale nawiązując do Zabiniego, to zaproponował mi pracę.

          - Co?- spytała ruda z oczami jak galeony.

          - Zaproponował mi dodatkowy etat jako medyk w twojej drużynie.

          - Ale ty masz pracę w Mungu.

          - Wiem, to by było dorywczo. Jak na razie widzę same pozytywy tej propozycji. Będę zarabiać więcej, nie będę musiała przebywać tyle czasu w domu z Ronem. Coś może zaoszczędzę.

          - Tak, a widzisz wielki minus w postaci Zabiniego?

          - Ginny, miałaś o nim nie mówić.

          - Przepraszam, po prostu uważaj na niego.

***

          Z racji tego, że Grangerówna była zła na swojego faceta i miała wolne popołudnie odwiedziła stadion Ognistych Smoków. Poznała szczegóły oferowanej jej pracy.

          - Jesteś inteligentną i zdolną czarownicą. Popytałem trochę w społeczeństwie lekarzy i wiem, że jesteś dobra w tym, co robisz. Biorę pod uwagę fakt, że zależy ci na pracy w Mungu. Zatem proponuję ci ruchomy grafik, tak abyś mogła, to pogodzić ze szpitalem. Rozwiniesz tu swój talent, będziesz leczyć kontuzje, kontrolować i wspierać formę zawodników. Nie będziesz musiała jeździć z zespołem na mecze wyjazdowe. Chyba, że bardzo będziesz tego chciała. Jeśli masz jakieś pytania, to proszę.

          - Chyba wiem już wszystko. Muszę, to przemyśleć.

          - Nie spiesz się, choć liczę, że szybko się odezwiesz. W teczce masz wszystkie informacje, jeśli nie zdecydujesz się to daj znać, bo trzymam miejsce dla ciebie.

          - Schlebiasz mi. Odezwę się w miarę możliwości.

          - Do zobaczenia Hermiono.

Uścisnął jej rękę, otworzył drzwi i odprowadził do wyjścia z stadionu.

          - Cześć. - pożegnała go krótko i teleportowała się do domu.

***

          W mieszkaniu przy kawie brunetka streściła wszystko Ginny, która słuchała uważnie, wciąż wątpiąc w dobre intencje Ślizgona.

          - Kuszące. - podsumowała Hermiona.

          - Jedyny plus tej sytuacji, to fakt, że będę cię częściej widywać. - odpowiedziała Ruda.

          - Przyjmę tę robotę ze względu na ciebie.- zażartowała dziewczyna.

Całej tej sytuacji przysłuchiwał się Ron zza ściany. Zły wkroczył do salonu i urządził kolejną awanturę swojej dziewczynie.

          - Dlaczego podejmujesz takie decyzje za moimi plecami? - zapytał z furią w oczach.

          - Przestań. Sam nie liczysz się z moim zdaniem, a ja mam brać pod uwagę twoje? Nie bądź śmieszny.

          - Jesteś moją dziewczyną. Powinnaś się ze mną konsultować w takich sprawach.

          - Nie jestem twoją własnością. Mogę robić, co chcę, jeśli chodzi o moją pracę.

          - Pożałujesz tego. - rzekł i opuścił pokój, zostawiając w nim złą Hermionę i zszokowaną Ginny.

***

          Starsza z nich pod wpływem emocji, powróciła do Blaise'a Zabiniego.

          - Przyjmuję twoją ofertę. Możemy teraz podpisać umowę?

          - Wiedziałem, że wrócisz. Choć nie spodziewałem się, że tak szybko. Weasley nie próbowała cię odwieść od tego?

          - Próbowała, ale to nie jest teraz ważne. Podpisujemy kontrakt?

          - Pewnie. Poczekaj chwilę, poszukam odpowiednich dokumentów.

Umowę spisywali w ciszy i całkowitym skupieniu. Gdy kończyli spisywać umowę do gabinetu bez pukania wkroczył sam Draco Malfoy. Mina mu trochę zrzedła, gdy zobaczył, że jego przyjaciel miał gościa, lecz szybko zreflektował się za swoje złe zachowanie.

          Podszedł do kobiety przy biurku, wyciągnął swoją dłoń i się przedstawił.

          - Jestem Draco Malfoy, szukający Ognistych Smoków. Przepraszam za swoje zachowanie, zwykle nie wchodzę do cudzych pokoi bez pukania, ale Blaise, to mój przyjaciel i czasem go nawiedzam bez uprzedzenia. Nie miałem pojęcia, że ma gościa.

Hermiona patrzała się na niego spod byka, a Blaise dusił się ze śmiechu.

          - Jaja sobie robisz ze mnie Malfoy?- próbowała go zgasić.

          - Nie, ależ skąd. Naprawdę jest mi przykro. Mogę poznać pani imię? - spytał się speszony.

Hermiona spojrzała się na Zabiniego, który chichotał zza biurka, a potem znowu na blondyna, który czekał na jej odpowiedź. Zaczerpnęła powietrza i spytała się bruneta.

          - On mnie serio nie poznaje Zabini?

          - Tak. - odparł pan dyrektor pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. - Draco, to jest nasza koleżanka z czasów szkolnych Hermiona Granger.

Malfoy spojrzał się na niego jak na idiotę i wydukał.

          - Granger, ta Granger! Jaja sobie robisz.

          - Nie, nie robi. Jestem od dziś twoim magomedykiem. - odparła tym razem kobieta.

          - Wow. - z wrażenia usiadł na krześle obok Hermiony. - Zatem Blaise współpracujemy z Gryfonami, tak? Najpierw Weasley, teraz Granger, kto następny? Potter?

          - Draco, bez przesady. Mogę wiedzieć, dlaczego nam przerwałeś?

          - A, to. Chciałem cię wyciągnąć na drinka, ale nie wiem, czy masz czas.

          - Skończyłem podpisywać papiery z Hermioną, więc myślę, że jesteśmy wolni. Co ty na, to Hermiono dołączysz do nas?

IV

Część IV


Nie wady irytują we wrogu,
lecz zalety, których nie
spodziewaliśmy się dostrzec

           Kolejne kilka dni nie przyniosły z sobą nic specjalnego. Życie każdego płynęło swoim, powolnym tokiem. Hermiona rozkręcała się w Mungu, zyskiwała coraz większe uznanie wśród przełożonych i współpracowników. Ginny za niewielką podwyżką została oficjalnie kapitanem damskiej drużyny Ognistych Smoków. Draco pokazał swoje umiejętności jako szukający, a grono jego fanek rosło. Blaise siedział od rana do nocy w biurze pogrążony papierkową robotą. Harry siedział w domu, odwiedził kilku znajomych, spędził trochę czasu z wiecznie zapracowaną Ginny i tęsknił za swoją pracą. Ron jak to Ron, akcja za akcją, dużo niebezpieczeństwa, adrenaliny i tajemnicy.
***

           Po skończonym treningu Ginny musiała zahaczyć o biura Blaise'a przed powrotem do domu. Wpakowała się do środka jak zwykle bez pukania i zastała mężczyznę zatopionego w papierach.

           - Weasley, nauczyłabyś się pukać. - mruknął znad faktur - Co byłoby gdybyś zastała mnie z kimś w dwuznacznej sytuacji?

           - Ty tylko o jednym matole. W takiej sytuacji radziłabym ci nauczyć się zamykać drzwi na klucz. Ale w twoim przypadku do takich sytuacji nie dojdzie, więc nie masz, co gdybać.

           - Weasley mówił ci ktoś, że jesteś bezczelna?

           - Mama parę razy wspominała. - Pokazała mu język i usiadła naprzeciwko biurka - W jakim celu miałam do ciebie przyjść po treningu?

           - Czas abyś zaczęła wywiązywać się z obowiązków kapitana. W piątek jest bal, gdzie będziemy pozyskiwać sponsorów. Masz się zjawić bez gadania, ładnie wyglądać i być miła. Idziesz jako moja osoba towarzysząca.

           - Nie ma mowy. Nigdzie z tobą nie idę

           - Idziesz, czy ci się to podoba, czy nie. To twój obowiązek.

           - Z obowiązku mogę się wywiązać, ale nie w twoim towarzystwie matole.

           - Zachowujesz się, jak dziecko. Nie mam ochoty na jakieś słowne potyczki z tobą. Wszystko jest postanowione. Moja sekretarka zdradzi ci resztę szczegółów. Postaraj się lepiej na tym przyjęciu albo twoja wypłata na tym ucierpi. Do widzenia.

           Zakończył zimno i wskazał jej dłonią drzwi. Zaskoczona dziewczyna wydusiła:

           - Grozisz mi?

           - Do widzenia.

           - Patafian.

           Chciała jeszcze coś dodać, lecz pod wpływem jego wzroku opuściła pomieszczenie.

***

           Od jego sekretarki- Susan dowiedziała się, gdzie odbędzie się impreza, jak ma się ubrać i dostała teczkę z danymi o potencjalnych sponsorach. Zła wróciła do domu, gdzie tradycyjnie narzekała Hermionie na swojego przełożonego i drużynę. Harry zawsze unikał tego typu rozmów.

           - Ginny przesadzasz. - mruknęła pod koniec wypowiedzi brunetka - Ciesz się, że idziesz na jakąś imprezę. Rozerwiesz się trochę, poznasz paru nowych ludzi, zapomnisz o szarym życiu.

           - Widzę, że ty chętnie wybrałabyś się za mnie.

           - Żebyś wiedziała, że chętnie się z Tobą zamienię.

           - A idź mi. Zmówiłaś się z nim, czy co?

           - Nie, ale nie rozumiem czemu go nie lubisz.

           - Długa historia.

           - Opowiadaj mamy czas.

           Ginny zatopiła się we wspomnieniach. Znowu miała kilkanaście lat i była w Hogwarcie.

***

Wspomnienia są częścią naszego życia

           Wszystko zaczęło się podczas piątego roku w Hogwarcie na spotkaniach klubu Ślimaka. Dzięki swoim zdolnościom Ginny została do niego zaproszona pomimo tego, że nie pochodziła z bogatej, sławnej rodziny.

           Na zebraniach owego stowarzyszenia miała pierwszy raz styczność z Blaise Zabinim. Początkowo wydał jej się rozpieszczonym do granic możliwości Ślizgonem. Wraz z kolejnymi rozmowami przekonała się, że jest inteligentnym, a co lepsze uprzejmym chłopakiem. Na tle swoich rówieśników jego maniery mogłyby być podawane za przykład.

           Z upływem czasu Blaise stał się jej kolegą, a nie obślizgłym Ślizgonem. Coraz częściej rozmawiali poza spotkaniami klubu Ślimaka. Robili to, jednak w taki sposób, aby nikt się o tym nie dowiedział, bo oboje byli w stałych związkach. Ginny z Deanem, a Blaise z Dafne Greengrass.

           Poza tym byli z dwóch zwaśnionych domów i mało, kto zrozumiałby łączącą ich więź. Sami też nie wiedzieli, co ich do siebie przyciągnęło. Ona doradzała mu, co kupić jego dziewczynie na urodziny, a on wspierał ją podczas kryzysów z chłopakiem.

           Diabeł od zawsze lubił obserwować ludzi i na podstawie wniosków z tych spostrzeżeń potrafił trafnie wyrobić sobie zdanie o drugiej osobie. Tak było też w przypadku Ginny. Zauważył, że pomimo posiadania partnera kocha się w kimś innym. Trochę czasu zajęło mu dojście do tego, że to Harry. Zatrzymał, jednak tę informację tylko dla siebie.

***
           Kluczowe były wydarzenia z balu bożonarodzeniowego klubu Ślimaka oraz sytuacja, która miała zdarzenie kilka minut po meczu Quidditcha, na którym Ginny zastępowała Harry'ego na miejscu szukającego.

           Podczas Balu wiele osób robiło różne, dziwne rzeczy. Poczynając od Hermiony, która całowała się po kątach z Cormacem. Przez Harry'ego, który śledził Malfoya w lochach i Ginny, która pierwszy raz publicznie pokazała jakąkolwiek relację z Blaisem. Ona i on po długiej rozmowie na temat eliksirów zatańczyli razem. Wielu zebranym podczas tamtego wieczoru ten fakt w ogóle nie utkwił w pamięci.

           - Zatańczymy?

           Spytał Blaise szarmancko wyciągając rękę w kierunku rudej dziewczyny, ubranej w skromną, lecz ładną, krótką, czarną sukienkę. Ginny rozszerzyła oczy ze zdziwienia.

           - Jesteś pewien? Są tu nasi znajomi, jak ktoś zauważy, możemy mieć nieprzyjemności z tego powodu.

           - Tak. Spójrz wszyscy są zajęci sobą. Mało, kto zauważy, że zły Ślizgon zaciągnął biedną Gryfonkę do tańca. Chyba nie tchórzysz?

           - Nigdy nie tchórzę.

           Chwyciła jego wyciągniętą dłoń i dała się zaciągnąć na parkiet. Kapela przygrywała jakiś wolny kawałek. Chłopak objął ją delikatnie w pasie jedną ręką, drugą zamknął jej dłoń w swojej. Ginny wolną rękę położyła na jego ramieniu. Powoli zaczęli obracać się w miejscu. Pozwoliła, aby chłopak prowadził, wraz z kolejnymi kołysaniami przestała patrzeć w jego zielone oczy. Położyła mu głowę na ramieniu, zaciągając się jednocześnie jego zapachem. Gdy muzyka przestała grać chłopak wypuścił ją z objęć, pocałował w rękę i podziękował za taniec.

           - To była przyjemność tańczyć z tobą Ginny.

           - Wzajemnie - odpowiedziała zarumieniona dziewczyna.

           - Uciekam od ciebie, aby nikt nas nie zauważył nieznajoma.

           Uśmiechnął się na pożegnanie i zniknął w tłumie ludzi. Została sama na środku parkietu. Pomimo tego, że odszedł, zostały miłe wspomnienia, które dorosła Ginny starała wyprzeć się z pamięci.

***

           Drugie zdarzenie miało miejsce tuż po wygranym meczu. Podczas, którego Ginny grała przeciwko Cho. Ruda została w szatni sama, cała jej drużyna w euforii udała się do Pokoju Wspólnego na wielkie świętowanie wygranej.

           Jakoś nie miała ochoty przebywać w głośnym tłumie. Chciała pobyć chwilę sama i nie przejmować się niczym. Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi, bardzo charakterystyczne. Widziała, że to Blaise przyszedł z nią porozmawiać. Już kilka razy zdarzyło im się rozmawiać w tej szatni. Była gwarantem, że nikt ich nie zobaczy razem.

           - Proszę.- krzyknęła.

           Wysoki brunet wszedł do szatni. Uśmiechnął się, jak zwykle.

           - Gratuluję zdobycia pucharu, byłaś dziś niesamowita.- podszedł do niej i usiadł na ławce obok – Czemu się nie cieszysz? - zapytał, spoglądając jej w oczy.

           - Jakoś nic się nie układa po mojej myśli Blaise.

           - Co się stało?

           - Nic. Przytulisz mnie na pocieszenie? - zapytała smętnie.

           - Jeszcze się pytasz, chodź tu mała.

           Otworzył swoje wielkie ramiona i pozwolił się jej wtulić. Trwali tak chwilę.

           - To znowu przez Pottera? - szepnął jej do ucha.

           Zdziwiona spojrzała się na niego.

           - Skąd wiesz?

           - Potrafię obserwować. Kiedy dasz sobie z nim spokój?

           - Jak to?

           -Tak, po prostu. Chłopak jest ślepy i cię nie zauważa, a ty czekasz na niego tyle czasu. Nie szkoda ci życia na takiego dupka.

           - Nie nazywaj tak Harry'ego. Nie masz prawa.

           - Złotko jesteś obok niego codziennie od kilku lat. Chłopak ugania się za byle kim lub walczy z

           Na tę nazwę Lorda Ginny odskoczyła i spojrzała na niego z przerażeniem.

           - Czy ty nazwałeś Sam-Wiesz-Kogo, Czarnym Panem? Blaise proszę powiedz, że się przesłyszałam.

           - Tak go nazwałem. Przeszkadza ci, to w czymś?

           - Czy ty jesteś jego zwolennikiem?

           - Gin, proszę nie rozmawiamy teraz o mnie tylko o tobie. Zostawmy temat Sam-Wiesz-Kogo, ok?

           - Ja nie... Nie powinnam z tobą w ogóle rozmawiać. Nie zbliżaj się do mnie więcej, nie odzywaj, nie pisz.

           - O co ci chodzi? - zapytał zbity z tropu.

           - Żegnaj Blaise.
           Szybko opuściła szatnię. Łzy płynęły po jej policzkach. Gdy dotarła do Wieży Gryffindoru, impreza trwała w najlepsze. Powitał ją ryk domowników, tłum rąk zaczął jej gratulować, a ona czuła się rozbita słowami Blaise'a. Gdzieś w głębi wiedziała, że ma rację, co do Harry'ego, lecz ciągle miała nadzieję, że ją kiedyś pokocha. Ale, gdy usłyszała z jego ust jak nazywa Lorda Voldemorta, zdała sobie sprawę, że nie jest inny od reszty Ślizgonów. Też jest naznaczony ideą czystej krwi i pewnie będzie mu służyć.

           W końcu, to do niej dotarło. Wcześniej odganiała od siebie te myśl, bo jak taki miły, grzeczny, szarmancki chłopak może być sługą Sam-Wiesz-Kogo. Lecz tylko jego poplecznicy nazywają go Czarnym Panem. Blaise nie jest dobry jak myślała, jest zły.

           Potem niewiele pamiętała z imprezy. Pogrążyła się w swoich myślach do momentu powrotu Harry'ego, gdy go zobaczyła, chciała przekonać się, czy w tej sprawie Blaise miał rację. Patrzała na bruneta w skupieniu i wyczekiwała jego ruchu. Podszedł do niej i pocałował.

           Ulżyło jej, że nie miał w tej chwili racji Zabini. Co prawda kilka tygodni później rozstała się z Harrym, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że przeżyli te kilka tygodni w szczęściu jako para.

***
           Mniej ważnym wspomnieniem,a zarazem ostatnim z tamtego roku jest jej rozmowa z Diabłem po pogrzebie Dumbledore'a.

           - Jak leci? - zagadnął

           - Nie twoja sprawa.

           - Nie dąsaj się, przecież nic ci nie zrobiłem.

           - Na szczęście, nie zdążyłeś nic mi zrobić.

           - Chodzi ci o to jak nazwałem Sam-Wiesz-Kogo? Przestań, to błahostka.

           - Blaise nie, to nie jest nieważne. Przynajmniej dla mnie. Czarnym Panem nazywają go tylko jego poplecznicy. Nie mogę się z tobą kolegować, jeśli nim jesteś.

           - Zostawmy tę sprawę i tak tu nie dojdziemy do porozumienia. Powiedz mi lepiej jak się czujesz po sprawie z Potterem.

           - Dobrze się czuję. Jak widzisz mogliśmy być razem, wbrew temu, co mówiłeś.

           - No, nie wiem, mówiłem ci, że nie wyjdzie wam. Skoro byliście tacy szczęśliwi to czemu cię zostawił?

           - Nie ważne.

           - Powiedz mi, co może być ważniejsze od bycia z osobą, która się kocha. To ona powinna być dla ciebie wszystkim, a nie inni. Nie sądzisz, że Potter zawsze będzie chciał zbawić świat i zawsze zostawi cię z tyłu. - zbliżył się do niej i spojrzał jej w oczy.- Zapomnij o nim bez niego ci będzie lepiej.

           - Nie mogę. Kocham go i zawsze będę. - broniła się

           - Przyjdą inni, zobaczysz. Zapomnij, pomogę ci.

           Pogłaskał ją po policzku. Ginny szybkim ruchem strzepnęła jego rękę.

           - Nigdy więcej tak nie rób. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - odsunęła się od niego – Zniknij z mojego życia.

           Rzucił jej przeciągłe spojrzenie. W jego oczach czaił się żal i smutek.

           - Skoro tak bardzo tego pragniesz. - zbliżył się po raz ostatni, objął ją i pocałował mocno. Puścił ją i odwrócił się. - Żegnaj Weasley.

           Po tym zdarzeniu nie rozmawiali już nigdy w Hogwarcie. los ponownie ich zetknął dopiero teraz i nie potrafią się porozumieć jak dawniej. On ma żal, że go niesłusznie posądziła o służbę Lordowi i, że posłała go do diabła. Ona, że był przeciwko jej związkowi z Harrym.