Część X
Ufność
niewinnych jest największym darem dla kłamcy.
Stephen King
Pustka emocjonalna, która otaczała Ronalda Weasleya zdawała się
go otumaniać, jak kiedyś jego sukcesy. Wraz z śmiercią Harry'ego
jest dobre imię przestało istnieć. Już nie był przyjacielem
Pottera, jednym z wielkiej trójcy, który uratował świat przed
Voldemortem, wspaniałym Aurorem. Był osobą, która zabrała
ludziom ich Złotego Chłopca, choć to nie on wycelował w niego
śmiertelne zaklęcie.
Został zawieszony w swoich obowiązkach zawodowych i wysłany na
przymusowy urlop do czasu wyjaśnienia całej sprawy. Według Rona
nie było, co wyjaśniać, jako dowódca zawiódł na całej linii i
ponosi teraz zasłużone konsekwencje. Nawet, gdy wróci do pracy
ludzie będą na niego patrzeć krzywo i pewnie nigdy nie odzyska
utraconej pozycji. Stanie się jednym z wielu bezimiennych Aurorów,
którzy bronią świata czarodziejów. Jednak, gdy ludzie będą
mówić o śmierci Harry'ego wymienią go z imienia i nazwiska, po
czym zmieszają z błotem.
Bolało go fakt, że odwrócili się od niego współpracownicy, oni
też ponosili część odpowiedzialności za zdarzenia z tej feralnej
akcji, ale woleli zrobić z niego kozła ofiarnego. Jego własna
siostra nie potrafiła spojrzeć na niego bez nienawiści w oczach,
a matka unikała go na każdym kroku. Bracia spoglądali na niego z
pogardą, a ojciec nie zamienił z nim słowa od kilku miesięcy,
przyjaciele udawali, że nie istnieje. Został sam ze sobą i swoim
parszywym nastrojem.
Wyjątkiem była Hermiona, która codziennie próbowała go wyciągnąć
z dziury rozpaczy, w którą wpadł. Robiła mu śniadania, prała,
prasowała, zajmowała się nim na każdy możliwy sposób, a on
odwdzięczał się jej kłótniami. Nigdy nie potrafiła zrozumieć,
że nie ma ochoty na rozmowę, a gdy już rozluźnił się za pomocą
alkoholu i miał ochotę zamienić z nią słowo i nie tylko, ona mu
tego odmawiała.
W takich momentach miał ochotę zrobić coś Hermionie. Na początku
swoją agresję starał się utrzymać w ryzach, tylko krzyczał na
kobietę, obrażał i wyzywał. Później zaczął pić coraz więcej
i trudniej było mu panować nad sobą, gdy uderzył ją po raz drugi
poczuł ulgę. Jego złość, frustracja, poczucie niemocy zniknęły,
zastąpiły je zadowolenie, pewność siebie i ulga, której od dawna
szukał.
Z każdym kolejnym policzkiem, uderzeniem, krzykiem kobiety czuł się
coraz lepiej. Moment, gdy jego ręka stykała się ze skórą
Hermiony był balsamem na jego potępienie. Widok czerwonej skóry,
która zmieniała kolor przez jego poczynania podsycała go, chciał
więcej. Zaczął bić tak, aby jej tkanka pękała i jej ciało
plamiły ślady krwi, wiedział, że usunie te znaki od razu, więc
mógł powtarzać te czynności w nieskończoność. Do swojego
arsenału dołożył z czasem różdżkę, używał zaklęć, których
ona nie znała i nie wiedziała jak się bronić, usuwać ich skutki,
była bezbronna wobec niego. Podniecał go jej strach i ślady jego
katowania, była żywym dowodem, że jeszcze żyje i nie wypalił się
emocjonalnie. Podczas ich małych sesji odżywał.
Hermiona coraz mniej przebywała w domu i starała się go unikać,
gdy pił. Usunęła cały alkohol z domu i wszystkie niebezpieczne
przedmioty. Niestety nie mogła zabrać mu jego różdżki i rąk.
Miał nad nią przewagę, a ona nie uciekła od niego. Próbowała mu
pomóc rozmową, radą, może terapią, ale on wolał swój sposób
na uratowanie się.
Przepraszał, obiecywał, że się zmieni, a ona dawała mu kolejną
szansę. Kłamał, a jej ufność i wiara w niego był dla niej jej
zgubą.
***
Człowiek ma dar kochania,
lecz także dar cierpienia.
Antonie de Saint-Exupery
- Bellatrix. - opowiedział
Imię jej dawnej oprawczyni rozbrzmiewało w jej uszach. Jeśli, to
co Draco jej mówił jest prawdą, rozumie, jak trudno jej o tym
mówić. Jeśli to Bellatrix wyrządziła mu jakąś krzywdę, to
znaczy, że był małym chłopcem, gdy to się stało. Spojrzała na
niego po raz pierwszy jak na człowieka, a nie na byłego wroga.
Pod pozorną arogancją i ironią był skrzywdzonym chłopcem, który
nie potrafił się bronić przed złem w jego życiu. Dziś był
dorosłym mężczyzną i nadal walczy z demonami przeszłości. Kto
lepiej zrozumie skrzywdzoną osobę, niż człowiek, który sam tego
doświadczył.
- Jak to się stało? - zapytała po dłuższej chwili milczenia.
- Miałem kilka lat, gdy to się zdarzyło. Ciotka Bella była wtedy
na wolności i ukrywała się przed Ministerstwem w moim rodzinnym
domu. Moja matka jako jej siostra udzieliła jej schronienia.
Mieszkała z nami przez kilka tygodni i wtedy to się zaczęło. Na
początku chciała nauczyć mnie okrucieństwa, lecz jako małe
dziecko nie rozumiałem, dlaczego mam tak postępować. Kazała mi
zabijać małe zwierzęta, gdy odmawiałem biła mnie do momentu, aż
nie przestawałem płakać. Według niej współczucie i łzy były
cechą słabeuszy. Było mi wstyd przed mamą, bo nie potrafiłem
spełnić oczekiwań cioci, więc nic nie mówiłem. Jak wspominałem
trwało to kilka tygodni. Przywykłem w tym czasie do bólu jaki mi
zadawała i powoli zacząłem wypełniać jej rozkazy. Jednak pewnego
dnia chciała abym zabił swojego ukochanego psa, odmówiłem, bo
traktowałem go jak członka rodziny. Uderzyła mnie i na moich
oczach udusiła Smoka. Za karę wychłostała mnie pejczem, w trakcie
tej czynności znalazł nas mój ojciec. Nigdy nie widziałem, go tak
wściekłego. Powalił ciotkę Bellę i wyrzucił z domu. A mnie
swojego pokiereszowanego syna, zaniósł do pokoju i leczył z
zadanych obrażeń. Spędził z matką przy moim łóżko kilka dni.
Nigdy sobie nie przebaczyli, że dopuścili do czegoś takiego.
Krótko po tym złapali Bellatrix i wsadzili do Azkabanu. Nie wracam
myślami do tamtego okresu, bo jest skazą na moim szczęśliwym
dzieciństwie, ale wiem, co czujesz i jakie mogę być konsekwencje
tego. Pozwól sobie pomóc Hermiono.
- Byłeś tylko dzieckiem. - szepnęła.
- Tak byłem dzieckiem. Ale gdyby nikt się o tym nie dowiedział,
kto wie jakie mogły być konsekwencję postępowania Bellatrix.
Możliwe, że skrzywdziłaby mnie jeszcze bardziej lub osiągnęłaby
swój cel i zmieniła mnie w małego potwora. Na szczęście moim
rodzice się dowiedzieli i pomogli mi w tej sytuacji. Gdyby nie oni
pewnie dalej czepiałbym się przeszłości i nie potrafiłbym się z
tym pogodzić. Jednak nauczyłem się żyć z tym, co mnie spotkało
i nie wracam do tego. Wspomnienia o maltretowaniu potrafią zniszczyć
człowieka Hermiono, tak samo jak znoszenie bicia. Nie możesz
pozwolić Weasleyowi się tak traktować, jesteś młodą,
inteligentną, pewną siebie kobietą, która zna swoją wartość i
wie, że nie można z nią tak postępować. Musisz z tym skończyć
i powiedzieć stop. Jeśli tego nie zrobisz, on dalej będzie mógł
cię krzywdzić.
Wyczerpany wędrówką do mrocznych zakamarków swojej przeszłości
rozsiał się wygodniej na fotelu i czekał na reakcję Hermiony.
Kobieta była zmieszana. Z jednej strony ciągle wstydziła się,
tego co działo się w jej domu, a z drugiej słowa Dracona otworzyły
jej oczy.
Pozwoliła Ronowi na takie traktowanie, a on to wykorzystał, gdy
postawiła się mu od razu, jej skóry nie zdobiłyby teraz ślady
jego ręki, nóg i zaklęć. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie o
każdym policzku, uderzeniu rozdzierającym jej skórę, każdym
przykrym słowie, które padły z jego ust.
Plask. Dźwięk uderzenia wciąż rozbrzmiewał w jej uszach.
Klęczała na podłodze i podnosiła się po ciosie. W ustach miała
metaliczny posmak własnej krwi. Spojrzała na Rona spod spuchniętych
powiek, na jego twarzy widniał uśmiech, pociągnął wódkę z
butelki, którą trzymał w ręce i ponownie się zamachnął. Tym
razem użył nogi przeciwko jej brzuchowi, potworny ból, który
wydobywał się z jej trzewi powalił ją na podłogę. Nim straciła
przytomność do jej uszu doleciał szalony śmiech Weasleya.
Jesteś nikim. Nic nie warta. Niby taka mądra, a nie potrafi
odeprzeć mojego ataku. Jesteś żałosna. Żałuję, że
kiedykolwiek czułem do ciebie miętę. Idź ubierz się, wyglądasz
okropnie w tej krwi. Te i
podobne słowa jak kauczuki odbijały się w jej głowie. Wszystkie
obelgi, które Ron wyrzekł w jej kierunku w ciągu kilku ostatnich
miesięcy, wróciły ze zdwojoną siłą. Zamknęła powieki spod,
których pociekły łzy upokorzenia.
- On kłamie. - krzyknęła i zerwała się z krzesła. Zaczęła
nerwowo krążyć po gabinecie. - Chciałam mu pomóc, a on
wykorzystał mnie w ten sposób. Godziłam się na to, bo myślałam,
że mu to pomoże i to minie po pewnym czasie. Nie miałam serca
zostawić go samego, po tym, co się stało z Harrym. Wszyscy się od
niego odwrócili, zostałam mu tylko ja. Chciała go chronić, a on,
co mi zrobił? - dyszała ze wściekłości.
Draco obserwował i nic nie robił. Widział, że kobieta jest bliska
podniesieniu się i wykluczeniu z swojego życia kata. Musiał dać
jej jeszcze chwilę.
- Przepraszał mnie, za każde jedno uderzenie. Obiecywał, że się
zmieni. A ja się z tym zgadzałam, choć wiedziałam, że to nie
prawda. Jak to o mnie świadczy Draco, jakim stałam się
człowiekiem, że nie potrafię pomóc sobie i innym? - zapytała
błagalnie. Jej chwilowe wzburzenie minęło i znowu płakała stojąc
na środku pokoju.
Blondyn powolnym ruchem wstał z krzesła, badając jej reakcję,
zbliżył się do niej i ponownie przytulił.
- Pomimo tego, że cierpisz, wciąż kochasz i masz nadzieję. Jesteś
wspaniałą kobietą, tylko błędnie oceniłaś sytuację, a Weasley
wykorzystał to przeciwko tobie. Musisz z nim skończyć i uwolnić
się od niego.
- Żeby to było takie proste jak mówisz. Nie potrafię go zostawić,
jeśli to zrobię zostanie sam, a ja poniosę porażkę.
- Nie poniesiesz porażki, zostawiając go, tylko zwyciężysz.
Nazwałaś problem po imieniu, zdałaś sobie sprawę, że to
nieprawidłowe, chcesz odzyskać swoje dawne życie. Hermiono nie
obwiniaj się za błędy Weasleya. On nie chce twojej pomocy, nic
tutaj nie możesz zrobić. Nie pozwól, aby jego błędy zrujnowały
twoje życie Hermiono.
Kobieta spojrzała na niego z dołu. Była zdumiona tym, że prawie
obcy dla niej mężczyzna potrafił nakłonić ją do przyznania się
do błędu i pokierować nią tak, aby podjęła słuszne decyzje.
- Dziękuję. - wyszeptała w jego obojczyk.
- Nie masz za co dziękować. Będę cię wspierał do momentu, aż
nie zakończysz tej sprawy.
- Dlaczego to robisz? - spytała zdziwiona. - W przeszłości nawet
mnie nie szanowałeś, a teraz zależy ci na moim dobru.
- Ludzie się zmieniają, poza tym kiedyś patrzałaś na mnie przez
pryzmat dupka i sługusa ciemnej strony.
- To prawda zmieniłeś się.
- Ty też. Dawna Granger nie pozwoliłby mi się przytulic, tylko
znokautowała mnie swoim prawym sierpowym.
Kobieta delikatnie uśmiechnęła się na wspomnienie jej ciosu z
trzeciej klasy. Miał rację zmieniła się, dawna Hermiona nie
pozwoliłaby tak traktować się Ronaldowi. Czas to zmienić.
***
Szczęście nie jest przecież stanem wiecznym.
Zresztą też i nie okresowym.
Szczęście to po prostu taki skurcz serca,
którego doznaje się czasami,
kiedy człowieka przepełnia taka radość,
że wprost trudno ją znieść.
Znika równie szybko jak się pojawia.
I nie ma go dopóki nie nadejdzie znowu, by sprawić,
że człowiek uzna życie za najwspanialszy dar.
Margit Sandemo
Weszła do mieszkania, podładowana nową wiarą w siebie i wsparciem
Dracona. Wypowiedziała kilka zaklęć i jej rzeczy zaczęły się
pakować, gdy ona zgarniała do podręcznej torby dokumentacje
medyczną i osobiste drobiazgi. Młody Malfoy zgodnie z umową czekał
przed drzwiami jej mieszkania. Hałas, który zrobiła obudził Rona
z popołudniowej drzemki.
- Nareszcie wróciłaś. - rzucił rudzielec w jej kierunku. -
Tęskniłaś? - zapytał zbliżając się do niej.
- Nie, Ronaldzie. Nie tęskniłam. Zejdź mi z drogi, przeszkadzasz
mi.
Mężczyzna był zdziwiony zmianą w postawie dziewczyny, ale szybko
złapał ją za przedramię i boleśnie wykręcił jej rękę.
- Co to za ton Hermiono? Nie nauczyłem cię ostatnio, że powinnaś
odnosić się do mnie z szacunkiem suko.
- Ron puść mnie, to boli. - wyszeptała.
- Nie zrobię tego, a ty mi powiesz, co znaczą te walizki. Wyjeżdżasz gdzieś? Nic mi o tym nie wspominałaś kochanie.
- Odchodzę od ciebie, ty draniu. - odpowiedziała i splunęła mu do
nóg.
- Nigdzie nie idziesz kochanie, bo ci nie pozwalam. - krzyknął i
szykował się do zadania jej ciosu. Kobieta krzyknęła:
- Draco!
Gniewny blondyn wtargnął do salonu i szybkim ruchem różdżki
obezwładnił Weasleya. Chwycił Hermionę i upewnił się, że
wszystko z nią w porządku.
- Masz już wszystko? - zapytał. W odpowiedzi kiwnęła mu
twierdząco głową. - To zbierajmy się. Idź. -powiedział w jej
stronę. - Muszę zamienić parę słów z Weasleyem.
Kobieta spojrzała na niego niepewnie, ale nie miała siły się
sprzeczać. Złapała swoją torbę i wyszła za drzwi mieszkania.
***
Ból samotności jest nie z tego świata.
Masashi Kishimoto
- Skurwiel. - krzyknął Ron w stronę Dracona, który
dalej celował w jego stronę różdżką.
- Nigdy nie nauczyłeś się manier Weasley. Nawet
teraz, gdy jesteś przygwożdżony do podłogi uważasz się za nie
wiadomo co. Zejdź na ziemię człowieku. Jesteś nikim. Rodzina się
ciebie wyrzekła, twoja siostra cię nienawidzi, społeczeństwo tobą
gardzi, a jedyna osoba, która w ciebie wierzyła ucieka od ciebie,
bo ją katowałeś. Gdzie masz mózg, powinieneś codziennie
dziękować losowi, za Hermionę, a nie robić z niej swój worek
treningowy.
- Masz jeszcze dla mnie jakieś rady śmieciu. W
Azkbanie nie nauczyli cię, że więźniowie, też nic nie znaczą? -
prychnął Ron.
- Wiem, kim jestem i staram się to zmienić. Jesteś
daleko za mną. Ja zrozumiałem swoje błędy i dążę do lepszych
wartości. Ludzie to zauważają, a w twoim przypadku widzą
zadufanego dupka. Zbliż się jeszcze raz do Hermiony, a pożałujesz,
że się urodziłeś. Wierz mi twoje aurorskie sztuczki ci nie
pomogą, ja również znam nieczyste zagania. Pamiętaj sam Lord mnie
ich nauczył i choć ich nie używałem od lat, dla ciebie zrobię
wyjątek.
- Grozisz mi Malfoy! - krzyknął w bezsilności
Weasley.
- Nie, ja cię zapewniam, że zrobię to.
- Dupek.
- Żegnam Weasley. - obrócił się i zostawił
mężczyznę na podłodze.
Zatrzasnął za sobą drzwi i podał Hermionie rękę,
aby aportować się w bezpiecznym dla niej miejscu.